W wyszukiwarkę na OLX wpisuję „praca zdalna bez doświadczenia”. Setki dopasowanych ogłoszeń. Większość z nich kusi wysokimi zarobkami i elastycznymi godzinami pracy. Wystarczą trzy godziny dziennie, aby zarobić 5 tys. za „obsługiwanie panelu wydawcy”, 6 tys. jako marketing manager lub 20 tys. jako tester aplikacji. Wymagania? Komputer, dostęp do Internetu, komunikatywność i polskie obywatelstwo. Wszystkiego innego nauczą.

Ogłoszenia łączy brak jakichkolwiek danych o firmie. Są podpisane: „REKRUTACJA”, „Aneta HR”, „TESTOWANIE_APLIKACJI” i „Pracuj mądrze nie ciężko”. 

Tworzę nowe konto na OLX, fałszywy adres e-mail i zmyślone CV. Staję się młodą studentką kulturoznawstwa, pracuję jako hostessa, wcześniejsze doświadczenie: baristka. Odpowiadam na dwadzieścia ogłoszeń.

Już po kilkunastu minutach otrzymuję wiadomości od potencjalnych pracodawców. W sumie odpowiada dziewięciu.

„Byłbyś nie do przeskoczenia, gdybyś był tak utalentowany, jak możesz być ambitny”

Ogłoszenie opublikowane przez Piotra sugeruje, że to oferta pracy w agencji reklamowej. Trochę specjalista ds. PR lub mediów społecznościowych, trochę obsługa klienta i tworzenie mailingów. Piotr prosi, abyśmy przenieśli się na WhatsApp, ponieważ ma tam bazę wszystkich kandydatów.

– U nas jest właśnie tak. Jeśli to Pani nie odpowiada, nie musi Pani uczestniczyć w rekrutacji — mówi.

Pytam o dane firmy, chcę dowiedzieć się więcej o pracy. Piotr znów oświadcza: wyłącznie przez WhatsApp. Zakładam konto i dodaję Piotra do znajomych. Awatar przedstawia mężczyznę około trzydziestki. Siedzi w kawiarni przed talerzem frytek. Z opisu profilu: „Byłbyś nie do przeskoczenia, gdybyś był tak utalentowany, jak możesz być ambitny”.

W wiadomości głosowej zaprasza mnie na szkolenie online. Wspomina też, że podczas jego trwania będę miała możliwość zarobienia pierwszych pieniędzy: „wszystko wytłumaczymy i wszystkiego nauczymy, doświadczenie nie jest wymagane”. Otrzymuję link do Zoom i hasło. 

Spotkanie prowadzi Filip – młody, charyzmatyczny chłopak, również około trzydziestki. Oprócz mnie jest na nim ponad 400 osób.

Getty Images / Unsplash

Konkrety, panie

Filip pyta uczestników, dlaczego chcą zarabiać przez internet. Na czacie pojawiają się pierwsze odpowiedzi.

Mariusz Draus: straciłem możliwość pracy w wyuczonym zawodzie, niepełnosprawność mnie posadziła na wózek i praca przez internet to jedyna opcje obecnie

Kewin Sadkowski: Długi

Martyna KKKk: Dorobić do studiów

Anna Trojan: Małe dziecko

Kacper: jestem bananowym dzieckiem i chce się urwać z tej kiści

TheKristoff: brak perspektyw

Filip komentuje: „Anna wychowuje dziecko, bardzo fajny motyw”. „Studenci, rozumiem Waszą sytuację, też byłem biedny”.

„Konkrety pisz panie, konkrety” – niecierpliwi się na czacie Radosław.

Filip się irytuje.

„Radosław, jeśli ci się nudzi, to ja cię na siłę nie trzymam. Jeśli nie wiem, masz randkę, wyrywanie ósemki za pięć minut, albo się gdzieś spieszysz, to nie musisz tu być. Jeśli ci się nie podoba, to ja ci pomogę i wyrzucę cię z tego spotkania”.

I wyrzuca.

Spotkanie trwa ponad godzinę, ale przez ten czas nie dowiaduję się, co właściwie będę robić. Filip wspomina tylko, że mamy założyć nowe konta w banku, będziemy doradzać finansowo potencjalnym klientom BNP Paribas, VELO Banku, Banku PEKAO S.A. i Millennium. Każdą informację rozdziela historiami osób, które dla niego pracują.

”Patrycja w ostatnim miesiącu zarobiła 15 tysięcy. Zdziwieni? Napiszcie do Patrycji, pokaże Wam wyciągi z konta. Patrycja pracuje, zasuwa, i jeszcze pomaga innym, dlatego tyle zarabia. Tu nie będzie łatwych pieniędzy. Jeśli będziecie pracować, będziecie zarabiać duże pieniądze” – tłumaczy.

Wygooglujcie, że to bezpieczne

Dodaje, że wszystko jest legalne.

Dalej wspomina, że będziemy podpisywać „umowę o wynajem powierzchni reklamowej”, która — podobnie do zlecenia — ma być gwarancją wypłaconego wynagrodzenia.  Na razie wiemy tylko tyle.

“Jeśli ktoś uważa, że to jest nielegalne, to do psychiatry” – mówi Filip.

Spotkanie dobiega końca, przychodzi czas na zadanie rekrutacyjne.

Filip: “Chcę mieć pewność, że pracuję z poważnymi, sumiennymi osobami. Jeśli nie jesteście w stanie poświęcić pięciu minut teraz, to nie będziecie w stanie pracować w ogóle. Będziecie wszystko odkładać na później, a ja nie potrzebuję takich ludzi”. 

Tłumaczy też, że nie rozumie naszego lęku przed zakładaniem kont w banku. Jeśli kandydat chce być „doradcą finansowym”, musi dokładnie poznać produkt, z którym będzie pracować.

Filip: „Wygooglujcie sobie, czym jest produkt finansowy. Zobaczycie, że to bezpieczne”.

Na czym polega nasze zadanie? Trzeba założyć konta w trzech bankach, używając do tego specjalnego linka polecającego. 

Sprawdzam, że osoba, do której należy link (czyli Filip), otrzyma 150-300 zł prowizji za każdego, kto to zrobi. Na spotkaniu jest czterysta osób. Ile zarobi Filip? To zależy od liczby osób zarejestrowanych za pomocą linków polecających przesłanych przed naganiaczy.

Rezygnuję — poznałam już system Filipa i nie chcę, aby ktokolwiek otrzymał za mnie prowizję.

7500 zł za „zaufanie i lojalność”

Kolejna oferta dotyczy testowania aplikacji. Wynagrodzenie: 20 tysięcy złotych miesięcznie. Po kliknięciu przycisku „aplikuj” zostaję przeniesiona bezpośrednio na stronę „pracodawcy”, gdzie podaję swoje imię i adres e-mail.

Po chwili otrzymuję wiadomość od „opiekunki testerów” – Karoliny W. Moja aplikacja jest przetwarzana. Tymczasem mogę zapoznać się z benefitami oferowanymi przez firmę. Oprócz wysokiej wypłaty otrzymam telefon służbowy, bony na święta (4800 zł) i 1500 zł za każdą przetestowaną aplikację.

Po godzinie otrzymuję informację o pozytywnym rozpatrzeniu mojej kandydatury. Na samym dole przycisk „DOŁĄCZ” i hasło do panelu pracownika. Klikam i przenoszę się na prosty landing page: infantylne grafiki z kolorowymi postaciami, dokumentami i sprzętami biurowymi, bloki tekstów wygenerowane przez AI. Większość z nich to informacje dotyczące pracy na stanowisku testera, zalet tej branży, szacowanych zarobków.

Docieram do samego końca – wyróżnionej kolorem zielonym ramki. Aby przejść weryfikację, muszę założyć konto w jednym z banków. Czytam, że „w nagrodę za moją lojalność i zaufanie”, już za samą rejestrację otrzymam 7500 zł.

Do wyboru mam: MBank, Pekao S.A., Millenium, Santander – na wypadek, gdybym posiadała już konto w jednym z nich.

Na czym polega scam?  Znajduję o tym informacje na forach.

Po założeniu konta kontakt z „pracodawcą” się urwie – oszustom zależy jedynie, aby potencjalny kandydat założył konto w banku. Tu również otrzymają prowizję za każdego, kto zarejestruje się za pomocą specjalnego linka polecającego (który jest zaszyty pod przyciskiem „kliknij TUTAJ”). 

Prowizje za linki polecające to tak zwana afiliacja. Całkowicie legalna — nieuczciwe jest to, w jaki „pracodawcy” wprowadzają w błąd i pozyskują kliknięcia, żerując na niewiedzy i naiwności.

Okazuje się, że to bardzo popularna praktyka – otrzymuję wiadomości o pozytywnym rozpatrzeniu mojej kandydatury na stanowisko „social media managera” i „testera” w kilku innych firmach.

Pisz im, że to rzeczy z outletu”

Adam jest skromniejszy – 3-7 tys. za dodawanie ogłoszeń na Allegro, praca na pełny etat. Mam zająć się sprzedażą „replik” odzieży, obuwia i torebek. Otrzymam 50 gr za każde dodane ogłoszenie i dodatkowe 15 zł, jeśli przedmiot uda się sprzedać.

Adam informuje, że będę pracować bez umowy, ale całkowicie zdalnie. Jeśli przyłożę się do pracy, mogę zarobić 5 tys. miesięcznie. Umawiamy się na kontakt przez WhatsApp. Tam otrzymam kilka tysięcy zdjęć i szczegółowe informacje.

Już w pierwszej wiadomości Adam pisze, że chętnych jest dużo, więc musi obniżyć stawkę. Instruuje mnie, jak postępować w przypadku, gdy ktoś dopytuje o źródło pochodzenia sprzedawanych przedmiotów i ich oryginalność.

„Staramy się nie odpowiadać wprost – piszemy, że rzeczy są z outletu lub przeceny. Ale ludzie zazwyczaj wiedzą, co kupują, więc trzeba wyczuć i ewentualnie napisać, że to replika”.

Chwilę później dołączam do grupy, na której Adam wysyła zdjęcia i opisy produktów. To głównie buty. Kontaktuję się z prawnikiem Jakubem Leszczyńskim z Kancelarii KPTS, który wyjaśnia, co może mi grozić:

– Odpowiedzialność z tytułu art. 305 ust. 1 p.w.p. – „Kto w celu wprowadzenia do obrotu oznacza towary podrobionym znakiem towarowym lub oznaczone takim znakiem towary wprowadza do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” – mówi.

I dodaje:

-Trzeba być także świadomym uczestniczenia w grupie przestępczej, co przy dłuższej relacji »biznesowej« nie będzie trudne do udowodnienia. Kolejnym zagrożeniem jest, że osoba dodatkowo ma być słupem, czyli bierze na siebie całą odpowiedzialność. Nie zna danych pracodawcy, co może skutkować również zupełnie innymi zarzutami, niepowiązanymi z handlem podróbkami

W najlepszym przypadku nie otrzymam więc wypłaty, w najgorszym — mogę być oskarżona o uczestniczenie w zorganizowanej grupie przestępczej.

Obsługa portali? Tak, ale najpierw

Ogłoszenie zamieszczone przez Joannę różni się od pozostałych: „Obsługa portali – praca dla studenta”, wynagrodzenie: 5-10 tys. brutto, wymagania nieproporcjonalnie niskie (podstawowa znajomość angielskiego, dostęp do Internetu, komunikatywność, pewność siebie). Joanna podkreśla, że rozmowa i szkolenie przeprowadzane są wyłącznie w siedzibie firmy. Joanna przedstawia się szybko i podaje nazwę firmy, która nie figuruje w żadnym rejestrze. Pyta, kiedy mogłabym przyjść na rozmowę Umawiamy się na następny dzień.

Pod podanym przez Joannę adresem nie została zarejestrowana żadna firma. Na mapach Google widzę, że „siedziba” znajduje się w zwykłej kamienicy. Docieram do Marty, która ponad dwa lata temu aplikowała na stanowisko „specjalistki ds. administracji” i poszła na rozmowę, która odbyła się pod tym samym adresem. 

 -To było w 2021 roku — opowiada Marta. – Do tej pory pracowałam na stojąco, w kasynie, ale miałam już dosyć, więc szukałam pracy biurowej. Jedna z ofert wydała mi się wyjątkowo ciekawa. Nazwa sugerowała, że będzie to stanowisko administracyjne w agencji reklamowej. Zarobki wyższe, niż w innych ogłoszeniach, ale nic innego nie wzbudziło moich podejrzeń. Zaaplikowałam i zadzwoniła do mnie bardzo miła pani. Mówiła, że dostosuje się do mnie, że mogę zacząć pracować od zaraz, że moje CV jej się bardzo spodobało. Umówiłyśmy się dzień później. Pierwsza lampka w mojej głowie zapaliła się, gdy nie mogłam znaleźć miejsca, w którym odbędzie się rozmowa. Miałam podany adres i lokal, ale dookoła były zwykle budynki.

– Co zrobiłaś?

– Zaczęłam pytać osób, które wychodziły z bloku, czy kojarzą tę agencję reklamową.

Pamiętam, że jakaś starsza pani pokazała mi wejście i powiedziała, że „tam przychodzą dziewczynki”.

Kamienica była w środku ładna, odnowiona. Pomyślałam, że to jakaś mała firma. A przecież dużo firm ma swoje siedziby w lokalach. Weszłam do mieszkania. Piękny, kolorowy korytarz, stolik, kwiaty. Były jakieś ulotki, ale zupełnie nie pamiętam, co na nich było. Ze mną były dwie dziewczyny. Jedna na pewno rozmawiała przede mną, a druga siedziała w korytarzu. Pamiętam, że dziewczyna przede mną wyszła z rozmowy uśmiechnięta. Gdy nadeszła moja kolej i weszłam do gabinetu, przywitała mnie postawna, miła kobieta. Miała męskie rysy twarzy, piercing, ładnie pomalowane usta.

Starsi panowie chcą rozmawiać

Rozmowa zaczęła się od stawek. Po prostu zaczęła mówić duże kwoty, że praca może być elastyczna, przez kilka godzin dziennie. Mogę pracować tutaj, w kamienicy, albo w domu. Zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi, bo w ogłoszeniu nie było dokładnych informacji. Zapytałam się, jak będą wyglądać moje obowiązki. A ona wprost mi powiedziała, z taką pewnością w głosie: „kamerki”. Zapytałam ją „Ale jak to kamerki?”

A ona, że to kamerki na zagranicznych portalach, że dziewczyny pracują tu w kamienicy, że nie trzeba pokazywać twarzy, że chodzi o rozmowę. A jeśli rozmowa pójdzie niezgodnie z planem i naruszy moje standardy, to zawsze mogę przerwać, przełączyć się na innego klienta. Ale zazwyczaj przychodzą starsi panowie, którzy chcą tylko porozmawiać, bo nie mają z kim.

Wiedząc, że chcę już wyjść, zapytałam ją, dlaczego miałabym to robić z nimi, skoro mogłabym sama. Powiedziała mi, że to są zewnętrzne platformy, do których zwykli ludzie nie mają dostępu.

Że to jest takie specjalne miejsce.

Zostaw komentarz

Polecamy:

70% naszych subskrybentów to boty, czyli o teorii martwego internetu

70% naszych subskrybentów to boty, czyli o teorii martwego internetu

Zeskanowałem tęczówkę za krypto – czy Worldcoin uratuje nas przed AI?

Zeskanowałem tęczówkę za krypto – czy Worldcoin uratuje nas przed AI?

To bezcenne doświadczenie dowiedzieć się czegoś od osoby, która rozumie nasz świat

To bezcenne doświadczenie dowiedzieć się czegoś od osoby, która rozumie nasz świat

Czerwony Delfin to fake news. Katarzyna Bąkowicz: powielanie go może doprowadzić do tragedii

Swoje pliki trzymam w DNA paprotki, czyli o przyszłości danych

Swoje pliki trzymam w DNA paprotki, czyli o przyszłości danych

Tygodnik

Tygodnik #16: Generator filmów i wyciek Mac Booków

Podcast #8: Sztuczne człowieczeństwo. O budowaniu relacji z AI

Tygodnik #15: Okulary Orion i ksiądz GPT z Poznania

Jak Hot or Not zapoczątkowało współczesny internet 26 Piętro

Na początku było Hot or Not

Pogrzeb i wesele. Powódź i sztuczna inteligencja