Materiał wydawcy
Robienie makijażu zmarłym…
Agnes Tołoczmańska: …tanatokosmetyka to nie tylko wykonanie makijażu. Przy ciele robi się wszystko — myje, naprawia uszkodzenia, zabezpiecza. Zmarli często trafiają do prosektorium z pozostałościami medycznymi, takimi jak wenflony lub cewniki i trzeba je usunąć. Dopiero na końcu biorę się za ubranie i makijaż, który ma przykrywać oznaki śmierci — plamy opadowe, zmiany na skórze. Ważne jest podniesienie wysuszonych gałek ocznych, bo jako pierwsze wysychają w ciele, zwłaszcza, kiedy człowiek zmarł z otwartymi oczami. Czasem, kiedy rodzina zażyczy sobie makijażu typowo ozdobnego, to też się go wykonuje. Czyli to masa różnych zabiegów, które łączą się w to, żeby na końcu zmarły wyglądał „jakby spał”.
…chcieliśmy zacząć od tego, że tanatokosmetyka to nie jest chyba zawód, który wybiera się i o którym marzy się od dziecka
U mnie akurat tak było. Gonił za mną od 13 roku życia, a może nawet wcześniej. Wtedy zaczęłam pierwsze rozmowy z moimi rówieśnikami o pogrzebach.
Dlaczego?
W mojej rodzinie była zasada, że dzieci nie zabiera się na pogrzeby. Byłam więc bardzo ciekawa, co się tam dzieje. W sieci znajdowałam tylko artykuły kryminalistyczne albo o zjawiskach paranormalnych. To nie było to czego szukałam. Pierwszy pogrzeb zobaczyłam w miniaturze. Mała trumna, wieńce, a nawet żałobnicy i karawan. Ta mała aranżacja została ze mną do dzisiaj, jako pierwsze zetknięcie się z „przyziemnym” pogrzebem.
Ta szczątkowa wiedza okazała się i tak niezła w porównaniu do tego, co wiedzieli rówieśnicy, więc im o tym opowiadałam. Sama raczej nie zaczynałam tematu, to oni do mnie przychodzili. Chyba czuli, że to ze mną mogą o tym porozmawiać, bez lęku o to, że będę ich oceniać przez pryzmat tych rozmów. Mój pierwszy pogrzeb? Miałam 17 lat. Zmarła moja prababcia. Zdecydowałam, że chcę być w każdym momencie organizowania jej pogrzebu.
Przy załatwianiu spraw w zakładzie i w kościele. Ostatecznie zapytałam też mamy i babci, czy mogę być przy ubieraniu prababci. Sama byłam zdziwiona, że mam taki pomysł.
Kiedy miałam już wejść do prosektorium, zapytałam mojej mamy czego mam się spodziewać – wtedy przytoczyła jakąś scenę z horroru. Coś mi nie pasowało, musiałam sprawdzić sama, jak to faktycznie jest. Kiedy przekroczyłam próg prosektorium, przez pierwsze 20 minut patrzyłam w podłogę. Nie miałam wtedy jeszcze odwagi podnieść wzroku.
I co się wydarzyło?
Technik sekcyjny pan Tadziu zagadał do mnie tak, że przestałam się bać. Była to taka pierwsza osoba w moim życiu, która nie bała się śmierci. Bardzo mnie to zdziwiło, nie sądziłam do tej pory, że tak można. Jakby była jakaś odgórna zasada, że śmierci trzeba się bać, a on się nie bał. Mocno mi tym zaimponował. Potem spytał, czy nie chciałabym dotknąć babci, złapać ją za dłoń. Że potem człowiek czasem żałuje, że się nie pożegnał.
Dotknęłam babci i zobaczyłam, że nie dzieje się nic złego. Ale to wspomnienie zimna zostaje na długo. Nie tego się spodziewasz, kiedy dotykasz ciała. A pan Tadzio zapytał: „A chcesz zobaczyć moje kosmetyki?”. Szczerze? Jeszcze żaden chłop nie zaproponował mi oglądania swoich kosmetyków. To jak mogłam się nie zgodzić? Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że patrzę na swoje przyszłe narzędzia pracy.
I tak się zaczęło?
Trochę to jeszcze trwało. Najpierw byłam w szkole fotograficznej, pracowałam w sklepie orientalnym, w kawiarni, przy kwiatach – robiłam wieńce w budce przycmentarnej.
Ciągle mi czegoś brakowało. Myślałam o tym prosektorium, nie dawało mi spokoju. Było to takie specyficzne, dziwaczne. W końcu zadzwoniłam do pana Tadzia i chłopaków z zakładu pogrzebowego, których też poznałam przy okazji pogrzebu prababci. Chciałam ich podpytać. Zgodzili się na rozmowę, byli bardzo otwarci. Niestety… Bardzo odradzali mi tę pracę.
Co mówili?
Pan Tadziu twierdził, że się zanudzę. Pracował w szpitalnym prosektorium i tam rzeczywiście pracy dla tanatokosmetologa jest bardzo mało, o ile w ogóle jakaś jest. Zmarłymi zajmują się raczej zakłady pogrzebowe on robił to przy okazji pracy jako technik sekcyjny – którym ja nie chciałam być od samego początku. Chłopaki z zakładu (tak ich pieszczotliwie nazywam, mimo że są ode mnie starsi) z kolei nie rozumieli, o co mi chodzi. Łapali się za głowę i pytali “Dlaczego taka młoda dziewczyna chce otaczać się śmiercią na co dzień?”.
Jeden z nich jest po kryminalistyce i tam mnie wysyłał. Ale praca w policji to nie dla moich nerwów. Nie chodziło o żadne „oglądanie trupów’. Temat śmierci był dla mnie ważny z innego powodu.
A co wtedy myślałaś o śmierci?
Trzymałam się obrazu mojej prababci i tego jak dobrze wyglądała. Schludnie ubrana, umalowana ze spokojnym wyrazem twarzy. I pomyślałam, że o to właśnie chodzi.
W ceremonii pogrzebowej najważniejsze jest znalezienie spokoju. By mimo bólu, smutki i straty, rodzina też go poczuła.
W panu Tadziu i w chłopakach też było widać ten spokój. I pomyślałam, że ja też chcę w tę stronę pójść.
I założyłaś blog?
Zaczęłam szukać informacji, najpierw o tym, jak zostać balsamistką. Czego się dowiedziałam, opowiadałam przyjaciołom. Pamiętam taką scenę: opowiadam w barze znajomym o balsamacji Lenina. Byłam tak zajarana, że martwy chłop ma specjalną drużynę, która zajmuje się jedynie tym, żeby trzymać go w całości i żeby wyglądał jakby spał. I nagle zauważyłam, że cały bar zaczął się temu przysłuchiwać. Przyjaciółka na mnie spojrzała i powiedziała „wymyślaj nazwę, musisz założyć bloga”. Założyłam i okazało się, że ludzie zbierają się wokół tego, co pisze, jak ci w barze. Interesuje ich to.
Może dlatego, że nie mamy na co dzień kontaktu ze śmiercią? Zepchnęliśmy ją daleko, żeby o niej nie myśleć.
To prawda. A jednocześnie media bombardują nas śmiercią jedynie w traumatycznym wydaniu — morderstwa, ciężkie choroby, wypadki. Horrory też zrobiły swoje. Więc kiedy myślimy o śmierci, to często mamy w głowie przypadki ekstremalne.
A ja chciałabym ludziom przekazać, żeby się nie bać konfrontacji ze swoją śmiertelnością. Bo potem możemy się zamknąć, kiedy umrze nam ktoś bliski — trzeba znajdować sposób, swój własny, żeby się od śmierci nie oddalać. Na przykład czy boję się pomyśleć: czego bym chciała na swoim pogrzebie? Czy wolałabym być skremowana, czy zgadzam się na balsamowanie? W Ameryce jest ogromny wybór tego, jak pogrzeb może wyglądać. W Polsce nadal wybór jest bardzo mały. Dodatkowo starsze osoby często strofuje się, kiedy chcą porozmawiać o swojej śmierci i sprawach, które mają być załatwione, kiedy ich zabraknie.
„Niech babcia nic nie mów, będzie żyła jeszcze 125 lat”.
I babcia się zamyka w sobie.
A trzeba rozmawiać. Bo kiedy babcia naprawdę umrze, to się jej już nie zapytasz, czy chciała chabrową sukienkę, czy bordową. Mówienie pomaga także poradzić sobie z lękiem. Nie chodzi o to, żeby przestać się bać śmierci — ja też się boję. Nie wiemy, co się dzieje z naszą świadomością po śmierci, więc lęk jest naturalny. Chodzi bardziej o to, by oswoić się ze swoją śmiertelnością, pogodzić się z nią i zaopiekować się tym lękiem. Kiedy to zrobimy, schodzi bardzo duży emocjonalny ciężar. Ja widzę to po sobie i moich bliskich.
Już nie odpukujemy w niemalowane kiedy chcemy powiedzieć o swoich marzeniach pogrzebowych, a kiedy śmierć w rodzinie się zdarza, wiemy, co robić. Nie ma już w nas tej paniki, jaka pojawia się u ludzi zazwyczaj w obliczu śmierci. Więc skoro mogę ten ciężar ściągać też z innych osób, oprócz mojego najbliższego otoczenia to chcę to robić. To taka moja osobista misja. Mi w zasadzie od zawsze łatwiej od innych przychodziło mówienie o śmierci. Poczułam, że jestem to winna światu – winna otwartej, nieoceniającej rozmowy o śmierci.
Zaplanowałaś swój pogrzeb?
Nie do końca, więc szewc bez butów chodzi. Ale oboje z moim partnerem raczej jesteśmy za kremacją. Szukałam nawet, czy istnieją podwójne urny. Są! Ważne, żeby zmieniło się prawo, bo w tym momencie urny i tak trzeba wkładać do grobu. Pokażę wam coś! Zobaczcie, to jest relikwiarz. Jest tu nasiono drzewa, można wrzucić też zdjęcie zmarłego, włosy albo list.
Zamykamy, wkładamy do ziemi. I wyrasta drzewo. Akurat z tego sosna. Ta firma robi też urny biodegradowalne, które wyglądają jak zwyczajna urna. Zrobione z mączki kukurydzianej. Nie wchodzi w konflikt z glebą i można właśnie wyhodować drzewo z prochów. Takie urny są o wiele mniej szkodliwe dla środowiska. W tym momencie urna z prochami nadal jest traktowana jak trumna z ciałem, a przecież prochy są już obojętne dla środowiska, więc można je rozsypać i nie wchodzić w konflikt z naturą. Powinno nam wszystkim na tej zmianie prawa zależeć — stworzenie cmentarza dla pochówków tradycyjnych nie jest proste. Takie miejsce powinno być daleko od wód głębinowych i trzeba wziąć pod uwagę wiele innych spraw. A prochy można rozsypać nawet w lesie. Walczymy, by prawo się zmieniło i na przykład dopuszczało cmentarze leśne, gdzie taka urna rozłożyłaby się w pełni.
Ale coś się ruszyło. Skończyły się konsultacje, teraz czas na ustawę. Już czas. Pierwsze krematorium powstało na początku lat 90. w Poznaniu. Szybciej w nowej Polsce powstał pierwszy McDonald`s. Kiedy powstało, ustawa o pochówkach istniała od kilkudziesięciu lat. Od tego czasu prawo nie zostało w pełni znowelizowane. Ale coś się już zmienia – w Poznaniu powstało pierwsze pole urnowe – część cmentarza, gdzie są tylko i wyłącznie urny i nie ma pochówków tradycyjnych. Mówi się, że kremacji w Polsce jest już ponad 40 procent. Są kraje, w których to 96 procent – na przykład azjatyckie, ale tam akurat nie mają miejsca, by chować inaczej.
Jakie są jeszcze metody pogrzebu?
Na świecie jest nadal wiele bardzo tradycyjnych rytuałów pogrzebowych. Na przykład: rozrzucanie pociętych zwłok na górze, by porwały je sępy. Niektóre plemiona wędzą mumie. Są kultury, w których podczas pogrzebu jest wiele radości – jak podczas święta zmarłych w Meksyku. Lubię patrzeć, jak kultura dopasowuje się do obszaru, w którym mieszka jakaś grupa. Kiedyś trzeba było kombinować naturalnymi sposobami – to jakie konkretne kwiaty są typowo pogrzebowe, też ma swój powód, akurat jedne mocniej pachniały albo miały inne, przydatne właściwości. Nie jestem tylko tanatokosmetolożką, ale też tanatologiem, czyli zajmuję się również nauką o śmierci.
O czym jeszcze mówisz?
Mówię dużo o żałobie. Przeszłam wielomiesięczne szkolenia. Nie prowadzę porad, bo nie mam wykształcenia psychologicznego, ale przekazuję wiedzę. Niestety, towarzyszenie w żałobie często wykonują osoby, które nie mają żadnego psychologicznego wykształcenia. Zdarza się, że i do mnie piszą ludzie, bo nie mogą sobie poradzić. Moja w tym rola, żeby pokierować ich dalej, do sprawdzonego miejsca, które zaopiekuje się ich przeżyciami. I zrobić to w taki sposób, żeby poczuły się zaopiekowane. Żałoba to bardzo skomplikowany proces, rozbudowany i indywidualny. Jak ktoś nie ma wykształcenia psychologicznego, to może zrobić krzywdę i namieszać w głowie.
Jak wygląda typowy dzień pracy tanatokosmetolożki?
Najpierw zaczynam zabezpieczać ciało – to ten moment na mycie, szycie i zabezpieczanie wycieków. Ciało następnie jest osuszane i ubierane. Na koniec przychodzą te bardziej kosmetyczne zabiegi. Bardzo mocno skupiam się na twarzy i dłoniach, bo ludzie na to najbardziej zwracają uwagę podczas pożegnania. Biorą zmarłego za rękę, dotykają twarzy. Te miejsca muszą być więc szczególnie zaopiekowane i odpowiednio zdezynfekowane i odkażone. W razie potrzeby podcinam grzywkę, farbuję odrosty, a nawet nauczyłam się kłaść hybrydy (oczywiście nie robię tego jak profesjonaliści w tym fachu, ale umiem to zrobić estetycznie). Trzeba mieć wiele różnych umiejętności, bo nigdy nie wiemy jakie prośby będzie mieć rodzina zmarłego. Włosy i makijaż robię już w trumnie. Perfumami psikam nie zmarłego, tylko poszewkę w trumnie, bo wtedy dłużej utrzymuje się zapach.
Czym się różni makijaż dla zmarłego od „żywego”?
Kosmetyki są cięższe, tłuste. Mniej skupiamy się na tym, żeby skóra oddychała, tylko ważne jest krycie i żeby się to trzymało do pożegnania. Dodatkowo kosmetyki mają w sobie często jakiś środek dezynfekujący.
W zakładzie pogrzebowym rzadko jest osoba, która zajmuje się wyłącznie kosmetyką. Najczęściej jest kimś jeszcze — grabarzem, pracownikiem biurowym, żałobnikiem. Do tego często nie ma zapewnionego zaplecza, które potrzebne jest do zaopiekowania się zmarłym w sposób poprawny.
Nie jest to wina tej osoby, ponieważ często musi ona to robić bez wcześniejszego profesjonalnego przeszkolenia. Kosmetyka pośmiertna to nie tylko makijaż, składa się na nią wiele rzeczy od zadbania o higienę zmarłego, zabezpieczenie go przed wyciekami, które są spowodowane przez procesy gnilne po rekonstrukcje różnych miejsc na ciele. Makijaż pośmiertny również wykonuje się inaczej niż makijaż na osobie żywej. Po śmierci pojawia się wiele zmian, które staramy się jak najlepiej przykryć. Dla przykładu, żeby z powodzeniem zakryć plamy opadowe, warto znać teorię kolorów.
Bardzo popularnym mitem jest to, że podczas przygotowania zmarłego łamie się jego kości. Stężenie pośmiertne utrzymuje się od 48 do 72 godzin po zgonie. Często w momencie przygotowania pogrzebu odpuszcza, nie ma więc problemu z ubieraniem.
Taką ciekawostką w tym temacie jest to, że znacznie szybciej stężenie pośmiertne pojawi się u osoby, która aktywnie uprawiała sport. Stężenie w pierwszej kolejności pojawia się w partiach, które były często używane – serce, twarz, dłonie, a u sportowców właśnie partie ciała, które zazwyczaj ćwiczyli. Babcia była przeciwniczką mojej pracy, a teraz mówi, że nikomu innemu jak kobiecie się nie odda po śmierci. I że „chłopu” nie da przygotowywać. Ogólnie jej podejście bardzo się zmieniło. Mocno mnie wspiera w mojej drodze zawodowej, jest moją fanką numer 1! Teraz to nie ja rozmawiam z rodziną o śmierci tylko ona. Jeszcze parę lat temu nie spodziewałabym się takiego obrotu sprawy. Ona też początkowo uważała, że to nie zawód dla kobiet. Teraz? Sama uważa, że w branży potrzebne są kobiety.
Pistolet w domu pogrzebowym
Na początku swojej drogi robiłam szkolenie z toalety pośmiertnej i wizażu, czyli po prostu tanatokosmetyki – one u nas trwają jedynie dwa lub trzy dni robocze. Razem z grupą przygotowuje się ciało – teorii uczymy się raczej szczątkowo. Według mnie to też powinno się zmienić. W innych miejscach na świecie standardem jest uczenie się najpierw teorii tanatokosmetyki. Następnie korzysta się podczas nauki z silikonowych modeli. Uczysz się rekonstrukcji, są ćwiczenia na modelach i dopiero na samym końcu przygotowanie ciała. W Ameryce szkolenia funeralne są studiami – w pewnym momencie wybierasz specjalizacje – chcesz być balsamistą, technikiem sekcyjnym, a może prowadzić ceremonie? Dlatego sama zdecydowałam się na prowadzenie wykładów online – bo mi tej teorii brakowało, jak się okazało nie tylko mi.
Jakie na przykład?
Podszywanie żuchwy. Rekonstrukcja twarzy. Zszywanie kończyn. Każda osoba, która pracuje ze zmarłymi, powinna umieć podszywać żuchwę: to efektywne. W Ameryce są nawet takie specjalne pistolety, dzięki którym można umieścić w dziąśle drucik, który następnie się zagina. Takie podszywanie żuchwy w trybie ekspresowym. Ale jak się nie umie tego robić, to można całą szczękę połamać. Może się wydawać, że zwykły zjadacz chleba nie potrzebuje takiej wiedzy, ale to nieprawda. Wiele ludzi chce wiedzieć np. po to, by zdawać sobie sprawę, jakie procesy zachodzą w prosektorium. Nic nie jest pozostawiane wyobraźni, jeśli dobrze się te procesy wytłumaczy.
Przez to, że opowiadam na mediach społecznościowych o takich sprawach dostałam sporo hejtu – głównie od branży funeralnej. To były nie raz okropne wiadomości. Pisali: “Jak się tym nie zajmowałaś, to branża była tajemnicza i zamknięta”. Do dziś ja i moi odbiorcy nie rozumiemy, dlaczego to niby dobrze.
Czego się jeszcze nauczyłaś?
Jak podnosić stukilowego chłopa sama ważąc 55 kilogramów.
A jak to się robi?
Powolutku, każdą część ciała trzeba unosić osobno. Do stu kilo jestem w stanie położyć na stół, ubrać. Wiele osób mi nie wierzy. Jak to jest bliższa osoba, to zawsze każe się jej położyć. I dla żartu zdejmuję jej zwinnym ruchem bluzę. Ta sztuczka zawsze robi wrażenie, to mój popisowy trik. Teraz mało kto wątpi w moją siłę.
Czy śmierć, kontakt z ciałem budzi w tobie emocje?
To nie tak, że nie mam jakichś momentów dołka. Śmierć jest smutna. Ale w prosektorium to emocje rodziny są najważniejsze, a nie moje. Moje zostają za drzwiami. A ja zastanawiam się, co dla zmarłego, muszę zrobić krok po kroku. Bo różne ciała do nas trafiają, czasem po sekcji. Więc trzeba je zabezpieczyć, osuszyć, zszyć.
Kiedy pierwszy raz to robiłam, to na pięciolatce. I miałam myśl: „nikt mi nie mówił, że ja muszę takie rzeczy też robić”. Ale zrobiłam. To był głośny wypadek, pisano w gazetach. Myślałam: tyle osób ma przyjść na pogrzeb – jak to skiepszczę? Dowiedziałam się potem, ze w pomieszczeniu obok był wujek tej dziewczynki, który też pracuje w pogrzebówce – ale go odciągnęli, żeby nie wchodził. To był bardzo emocjonalny przypadek. I takie też się zdarzają do dziś, to moja rola żeby zadbać o moje emocje.
Nigdy nie byłam za tym, żeby robić coś wbrew sobie. Ja też nie wiedziałam, czy podołam. Musiałam od samego początku zadbać o mój komfort psychiczny. Dla przykładu, jak zaczynałam, to nie chciałam wiedzieć, jak ktoś miał na imię. Tak mi było łatwiej, wtedy w stu procentach skupiałam się na pracy i żeby wykonać ją jak najlepiej. Teraz jestem w prosektorium rzadko, ale kiedy jestem to najczęściej na prośbę znajomej rodziny – sąsiad babci, koleżanka cioci. Często zadawane mi jest pytanie, czy przygotowałabym swoich bliskich.
I co odpowiadasz?
No tak – a kto to zrobi lepiej niż ja? Wiem, jak wyglądali, jakie ciotki nosiły makijaż, a wujkowie zarosty.
A co dziś myślisz o śmierci?
Nie boję się śmierci. Jestem z nią w pewnym sensie pogodzona. Trudniej oczywiście z bliskimi, bo perspektywa ich braku zawsze będzie bolesna. Mam tyle fantastycznych i mądrych osób wokół, że chciałabym z tej mądrości zawsze korzystać. Myślę, że nie przestajemy istnieć. Mamy jakąś świadomość, która nas prowadzi – więc dlaczego miałaby przestawać istnieć? Mam cichą nadzieję, że jakieś zaświaty są.
Rozmawiałam o zaświatach z moją babcią. Tą, która teraz tak mnie wspiera, tłumaczyła mi od małego, że w zaświatach każdy robi to, co lubi. I ja już od wtedy od razu myślałam – że będę czytać książki, z resztą razem z babcią. To ona nauczyła mnie kochać książki. Ale teraz sobie myślę, że nuda! Coś musi być więcej w tych zaświatach, nie samymi książkami człowiek nie-żyje. Kiedy sama przeżywałam żałobę, mój partner powiedział mi, że kiedy trafiamy do ziemi, to nasze cząsteczki przecież nie przestają istnieć, zmieniają się, ale nadal są. I myślę, że pięknie tak myśleć.
Organizuję obecnie spotkania Death Café w całej Polsce, gdzie obce osoby się spotykają i w otwarty sposób rozmawiają o śmierci. Śmierć jest ważna w kontekście naszego rozwoju jako ludzie – potrafi być bardzo efektywną motywacją, by o ironio żyć. Poczucie, że mamy ograniczony czas, wcale nie musi być straszakiem, może być przypomnieniem, że musimy żyć- już teraz! Śmierć jest ważna, bo to dzięki niej możemy docenić życie. A ja chciałabym wyciągać z życia jak najwięcej.
Wow! Fajny wywiad z ciekawą osobą, mnie też ciekawiły takie klimaty kiedys