Fot. Getty Images/Unsplash

Stoję w sklepie spożywczym przed półką pełną butelek oliwy z oliwek. Nie mam pojęcia, którą wybrać, bo każda wyróżnia się czymś innym. Extra virgin, virgin, butelka większa, mniejsza, tańsza, droższa. Szybko wpisuję w Google pytanie, która ma najlepsze właściwości. Trafiam na bloga o zdrowej żywności i przydługi artykuł o rodzajach oliwy z oliwek. Przewijam na sam koniec, żeby przeczytać to jedno zdanie, które mnie interesuje, ale trafiam na zupełnie niespodziewane podsumowanie: “Jako sztuczna inteligencja nie mogę jednoznacznie stwierdzić, która oliwa z oliwek będzie dla ciebie najlepsza”. Wait, what! Zaczęłam się zastanawiać, czy autor tego wpisu nie zadał sobie minimalnego trudu przeczytania wygenerowanego tekstu, czy może jesteśmy już na etapie całkowitej zgody i akceptacji tego, że otaczają nas treści, których twórcą jest AI. A jest ich zaskakująco dużo…

Ciężko dziś o twórcę wpisów na bloga czy grafika, który nie posiłkuje się chociażby ChatemGPT, któremu – mimo, że zdążył tyle namieszać – 30 listopada stukną dopiero 2 lata. W roku gdy się pojawił, Timothy Shoup z Kopenhaskiego Instytutu Studiów nad Przyszłością stwierdził, że między 2025 a 2030 r. ponad 99 proc. treści w internecie będzie wygenerowanych przez sztuczną inteligencję. Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na dobrej drodze. Zalew bezwartościowych treści, stworzonych przy pomocy AI doczekał się nawet swojej nazwy. To tzw. AI Slop, który opanował przede wszystkim Facebooka, a odbiorcami i odbiorczyniami dziwnych obrazków stali się starsi ludzie, którzy swoją naiwnością budzą litość lub zażenowanie wśród młodszych użytkowników. To tam po raz pierwszy pojawił się kultowy już Shrimp Jesus, czyli wygenerowany przez AI wizerunek Jezusa, który w surrealistyczny sposób łączy się z kilkunastoma krewetkami, bądź sam z krewetki wyrasta. Tu dziwią nie tylko algorytmy Facebooka promujące te dziwaczne i bezwartościowe treści, ale też setki osób, które komentują te grafiki słowem “Amen”. 

Również ekspertów od promptowania i wykorzystywania AI do tworzenia treści marketingowych pojawia się ostatnio tak dużo, jak samych narzędzi do ich generowania. Są podejmowane próby tworzenia systemów, które miałyby określić, czy dany tekst został wygenerowany. Jedno pochodzi od samego Open AI, producenta ChatGPT i DALL-E. Narzędzie nie zapewnia jednak pełnej skuteczności, a sprzeczność interesów firmy w tym kontekście wydaje się co najmniej zabawne. 

You are so beautiful

Wygenerowane treści to jednak tylko część udziału sztucznej inteligencji w kształtowaniu współczesnego internetu. W 2016 roku firma Imperva, zajmująca się cyberbezpieczeństwem, opublikowała raport, według którego już 8 lat temu za ponad połowę ruchu w internecie odpowiadały boty. Dziś wskaźnik ten jest oczywiście dużo wyższy. Problem ten podniósł dwa lata temu  Elon Musk, gdy postanowił kupić Twittera za niebotyczną kwotę 44 mld dolarów. Według właściciela SpaceX i Tesli jednym z największych problemów platformy były wówczas obecne na platformie boty. Miliarder wielokrotnie zlecał ich liczenie. Wyniki badań za każdym razem się różniły, ale odsetek kont prowadzonych przez boty wynosił od 5,3 do 13,7 proc. Niektóre z nich miały podbijać popularność poszczególnych wpisów czy profili, podczas gdy inne rozpowszechniały dezinformację.



Trudno uwierzyć, że sztuczna inteligencja już teraz przejęła internet, kiedy tak wiele naszych kontaktów w sieci jest z prawdziwymi ludźmi. W końcu w mediach społecznościowych codziennie widzimy dziesiątki zdjęć, wpisów i komentarzy. A pochodzą przecież od ludzi, prawda? I tak i nie. Jest duża szansa, że twoi znajomi i celebryci, których śledzisz, są prawdziwi, ale tego, że nie korzystają z narzędzi AI, które mogą uatrakcyjnić zdjęcie lub stworzyć ciekawszy post nie możesz być pewien. Statista podaje, że w 2022 roku 75 proc. amerykańskich przedstawicieli pokolenia Z śledzi co najmniej jednego wirtualnego influencera. Tych w pełni komputerowo wygenerowanych postaci jest coraz więcej, a najpopularniejsze obserwują miliony osób. Ich obserwatorzy i obserwatorki często nie wiedzą, że “osoba”, której zdjęcie właśnie komentują, jest jedynie wytworem czyjejś wyobraźni i programu graficznego. “You are so beautiful <3” – czytam komentarz 19-latki z Norwegii.

Teoria martwego internetu

Prawdopodobnie dla większości osób te informacje mogą być jedynie lekko niepokojącym fun factem i kolejnym argumentem, żeby nie wierzyć we wszystko, co widzimy w internecie. Dla innych są one jednak niezbitym dowodem na to, że internet umarł. 

Most of the Internet Is Fake” – napisał po raz pierwszy w 2010 roku użytkownik IlluminatiPirate na forum 4chan. Tajemniczy autor wpisu opisał swoje rozczarowanie współczesnym internetem. Stwierdził, że autorami dużej części dostępnych treści nie są ludzie, a boty, których działanie napędza m.in. sztuczna inteligencja. 14 lat temu – w roku, gdy pojawił się Instagram – koncepcja wydawała się raczej mało prawdopodobna i nie spotkała się z większym zainteresowaniem. Zmieniło się to jednak w 2021 roku, kiedy coraz więcej osób zaczęło doszukiwać się ziarnka prawdy w teorii martwego internetu ukutej przez IlluminatiPirate. Jej podstawowe założenie, według której internet jest zdominowany przez wygenerowane treści i boty znalazł nawet uznanie w mediach głównego nurtu. Często cytowanym tekstem stał się artykuł Kaitlyn Tiffany “Maybe You Missed It, but the Internet ‘Died’ Five Years Ago” w The Atlantic z 2021 roku. Cytowana w nim Caroline Busta, założycielka platformy medialnej New Models, określiła teorię mianem “paranoicznej fantazji”. Przyznała jednak, że “ogólna koncepcja” wydaje jej się słuszna. Za datę “śmierci internetu” przyjęto wówczas rok 2016. To, że składa się on z wygenerowanych treści i aktywności botów to jedno, druga część tej teorii jest już nieco bardziej kontrowersyjna. Według niej nad wszystkim mają czuwać wybrane państwa, przede wszystkim Stany Zjednoczone, chcące w ten sposób przejąć kontrolę nad naszymi umysłami. 

Fot. Getty Images/Unsplash.com

Gdy teorie zyskują na popularności, często doprowadzane są do skrajności. Część internautów odkryła w teorii martwego internetu inspirację do tego, by dać upust swoim fantazjom i dopisywać jej kolejne wątki. Spekulacje na temat prawdziwości koncepcji wywołały zagorzałą dyskusję na poczytnym forum Hacker News czy Reddicie. Z czasem zaczęły pojawiać się porównania Google do wioski potiomkinowskiej, czyli pewnej atrapy i mistyfikacji oraz przekonania, że dostępna dla użytkowników część internetu jest znacznie mniejsza, niż nam się wmawia, a rządy państw i korporacje celowo ograniczają nasz dostęp do jedynie wygenerowanych na własne potrzeby treści. 

Podstawowe założenie teorii, według której internet jest zdominowany przez wygenerowane treści i boty, wciąż jest jednak popularne i znajduje nawet uznanie w mediach głównego nurtu. Często cytowanym tekstem stał się artykuł Kaitlyn Tiffany “Maybe You Missed It, but the Internet ‘Died’ Five Years Ago” w The Atlantic z 2021 roku. Cytowana w nim Caroline Busta, założycielka platformy medialnej New Models, określiła teorię mianem “paranoicznej fantazji”. Przyznała jednak, że “ogólna koncepcja” wydaje jej się słuszna.



Nic nie trwa wiecznie

Niezależnie od tego czy ktoś chce zapanować nad naszymi umysłami czy nie, trudno nie zgodzić się z tezą, że internet, jaki znaliśmy i mieliśmy przyjemność współtworzyć, właśnie umiera. Według badań Pew Research Center ¼ stron internetowych, które powstały między 2013 a 2023 rokiem nie istnieje. Odsetek staje się jeszcze większy, gdy cofamy się bardziej. Sama jak odkryłam, że strona internetowa o mnie, którą założyłam kilkanaście lat temu na lekcji informatyki, jeszcze funkcjonuje. Szybko stwierdziłam, że moi przyszli pracodawcy wcale nie muszą wiedzieć, że gdy miałam 14 lat moim największym hobby było “spotykanie się z koleżankami i śpiewanie”. Szybko zaczęłam zgłaszać stronę ze wszystkich możliwych kont. Być może los wielu stron był podobny, jednak czy to nie przerażające? O ile po starszych pokoleniach mamy książki, notatki czy nawet gliniane naczynia i hieroglify, tak najpopularniejszym medium, gdzie we wczesnych latach XXI wieku najchętniej dawaliśmy upust swojej twórczej fantazji, był właśnie internet. To tam tworzyła się ważna część naszej współczesnej kultury. Co więcej, możemy mieć pewność, że teksty na stronach internetowych sprzed 10 i więcej lat pisali ludzie i to dzięki m.in. nim dzisiaj ChatGPT działa tak dobrze. W miarę zanikania starych witryn tracimy cenne dane do szkolenia algorytmów i zyskujemy pewność, że ta ludzka część internetu ustępuje miejsca nowej – niemal całkowicie wygenerowanej przez AI. Problem z tym związany może być jeszcze poważniejszy niż nam się wydaje. “W badaniu z 2014 r. odkryto, że prawie połowa wszystkich hiperłączy w orzeczeniach Sądu Najwyższego prowadzi do treści, które albo zmieniły się od czasu pierwotnej publikacji, albo zniknęły z Internetu” – czytam w Columbia Journalism Review.

AI zjada własny ogon

Sytuacja, w której stare strony internetowe tworzone w całości przez ludzi znikają niemal tak szybko, jak pojawiają się nowe w całości tworzone przez boty, napędza niebezpieczne zjawisko, jakim jest feedback loop, czyli pętla zwrotna. Naukowcy już od jakiegoś czasu zwracają uwagę na ograniczoną ilość danych, którymi karmią wiecznie nienasycone modele sztucznej inteligencji. Co jeśli ta przetworzy wszystko to, co kiedykolwiek stworzyli ludzie? Algorytmom pozostaje konsumowanie własnych elaboratów. 

Fot. Getty Images/Unsplash.com

Zespół badaczy z Uniwersytetu Oksfordzkiego, pod przewodnictwem dr Ilii Shumailova, odkryli, że gdy model generatywnej sztucznej inteligencji czerpie swoją wiedzę jedynie z treści wygenerowanych przez AI, jego odpowiedzi stają się zdecydowanie gorsze. Pierwsza i druga próba uzyskania odpowiedzi na interesujące nas pytanie kończy się niepowodzeniem, a im dalej, jest tylko gorzej. Piąta – skutkuje zmianą tematu, a dziewiąta – całkowitym bełkotem. Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, gdy weźmiemy pod uwagę dane, do których doszli badacze Amazon Web Services. Według ich raportu już teraz ok. 57 proc. wszystkich treści dostępnych w sieci powstało z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, w co wliczane jest również tłumaczenie przy pomocy algorytmu. 

Taki stan rzeczy budzi niepokój nie tylko w kontekście rozwoju AI. Styczność głównie z treściami wygenerowanymi przez sztuczną inteligencję psuje też wyszukiwarki, a w konsekwencji nas – odbiorców. W tym roku Google przyznało, że wyniki wyszukiwania coraz częściej zalewane są witrynami, które „wydają się być stworzone dla wyszukiwarek, a nie dla ludzi”. A więc już dziś sztuczna inteligencja tworzy treści przede wszystkim z myślą o botach przeszukujących strony internetowe. Człowiek jako odbiorca, stał się w wielu przypadkach zupełnie drugorzędny. 

Ja i moje boty

Podczas gdy jednych niepokoi wizja przyszłości internetu i możliwości rozwoju AI, inni czują się w tej sytuacji jak ryba w wodzie. Chcą korzystać z tego wyjątkowego momentu, gdy nie istnieją jeszcze regulacje ani nawet protesty w imię obrony ludzkiego internetu. Można pokusić się o stwierdzenie, że ludziom nie przeszkadza, że otaczają ich boty. Większość nawet nie jest tego świadoma. Właśnie z tym momencie pojawia się Michael Sayman, były pracownik Mety, Google’a i Robloxa ze swoją dość specyficzną wizją przyszłości mediów społecznościowych. Za nią idzie konkretny produkt – SocialAI. To sieć społecznościowa, w której jedynym ludzkim użytkownikiem jesteś ty, a wszystkie konta, które cię otaczają, są prowadzone przez boty. Trochę jak X, ale tu nikt się nie oszukuje. Co więcej, możesz nawet wybrać, czy boty komentujące twoje wpisy mają prawić ci komplementy, czy być wobec ciebie krytyczni. A może brakuje ci spojrzenia wizjonerów czy nerdów? 

Wizja prywatnego medium, gdzie to ty jesteś zawsze w centrum zainteresowania, a żaden twój post nie zostanie zignorowany, wydaje się być skrojona na miarę potrzeb naszych czasów, gloryfikujących kulturę indywidualizmu. Tylko jakie to może mieć konsekwencje? Identyczne pytania stawiamy, myśląc o nawiązywaniu przyjaźni, czy wchodzeniu w relacje romantyczne z chatbotami. W każdym z tych przypadków na dłuższą metę nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo przyzwyczajają nas one do funkcjonowania w wykreowanej, skrojonej na miarę rzeczywistości, która nijak nie przypomina świata, w którym musimy się jakoś odnaleźć.

Zostaw komentarz

Polecamy:

70% naszych subskrybentów to boty, czyli o teorii martwego internetu

70% naszych subskrybentów to boty, czyli o teorii martwego internetu

Zeskanowałem tęczówkę za krypto – czy Worldcoin uratuje nas przed AI?

Zeskanowałem tęczówkę za krypto – czy Worldcoin uratuje nas przed AI?

To bezcenne doświadczenie dowiedzieć się czegoś od osoby, która rozumie nasz świat

To bezcenne doświadczenie dowiedzieć się czegoś od osoby, która rozumie nasz świat

Czerwony Delfin to fake news. Katarzyna Bąkowicz: powielanie go może doprowadzić do tragedii

Swoje pliki trzymam w DNA paprotki, czyli o przyszłości danych

Swoje pliki trzymam w DNA paprotki, czyli o przyszłości danych

Tygodnik

Tygodnik #16: Generator filmów i wyciek Mac Booków

Podcast #8: Sztuczne człowieczeństwo. O budowaniu relacji z AI

Tygodnik #15: Okulary Orion i ksiądz GPT z Poznania

Jak Hot or Not zapoczątkowało współczesny internet 26 Piętro

Na początku było Hot or Not

Pogrzeb i wesele. Powódź i sztuczna inteligencja