
Koniec pracy zdalnej? Widać już “punkt zwrotny”
Pandemia Covid-19 zmusiła nas do zmiany stylu życia. Większość z nas przeszła wtedy wielki test pracy z domu. Dla niektórych ten rodzaj zatrudnienia stał się wyznacznikiem wewnętrznej potrzeby, jednak dzisiaj najwięksi ściągają pracowników do biur… dlaczego?

Z danych Instytutu Badawczego Randstad wynika, że tylko 22 proc. specjalistów pracuje dziś zdalnie lub głównie zdalnie, choć większość chciałaby mieć możliwość pracy z domu przez 2–4 dni w tygodniu. Ten dysonans nie jest detalem – to realne źródło tarć w firmach, które po pandemicznej “euforii remote” próbują ustabilizować sposób działania i kulturę pracy.
Po drugiej stronie stoją pracodawcy: aż 31 proc. wolałoby widzieć swoje zespoły w biurze przez pięć dni w tygodniu. W języku rekrutacji widać to coraz częściej: rośnie udział ofert stacjonarnych, a “w pełni zdalne” schodzą z afisza. To właśnie w tej szczelinie – między oczekiwaniem elastyczności a potrzebą przewidywalności – rodzi się nowy standard.
Na czym zależy młodym ludziom w pracy? Praca zdalna na szarym końcu. Dlaczego?
Hybryda zamiast wolnej amerykanki
Pracownik wrocławskiej Nokii opisał, że od września zespoły mają wyznaczone dwa stałe dni w biurze, a miejsca przy biurkach trzeba rezerwować, bo po pandemii jest ich mniej niż ludzi. Jednocześnie firma zostawiła ponad 20 dni pracy zdalnej rocznie, co pozwala “rozciągać” obecność w biurze, ale w ramach twardych zasad. Nie jest to powrót na siłę – raczej dyscyplina kalendarza.
Jak wygląda praca hybrydowa w Polsce? Pracownicy chcą zmian. Jakich?
Allegro działa w trzech wariantach: od zdalnego “raz w tygodniu” po “office first” z czterema dniami w biurze. Google utrzymuje najczęstszy układ “3/2”, koncentrując dni biurowe na zadaniach wymagających współpracy. Wspólny mianownik jest jeden: mniej improwizacji, więcej przewidywalności – tak, by spotkania w biurze miały sens biznesowy.
Wielcy zaostrzają kurs
Microsoft wprowadza obowiązek co najmniej trzech dni w biurze dla osób mieszkających do 80 km od oddziału, wdrażany etapami od USA. Uzasadnienie jest proste: “ludzie obok siebie działają energiczniej i osiągają lepsze rezultaty”. To retoryka produktywności i tempa innowacji, która wraca w firmach, gdzie projekty wymagają szybkich interakcji.
Electronic Arts zapowiada stopniowe wygaszanie ról w pełni zdalnych i przejście na hybrydę z 12-tygodniowym wyprzedzeniem zmian. W tle słychać obawy pracowników o stabilność i dojazdy, ale też determinację zarządów, by odzyskać spójność zespołów. Hybryda nie jest więc kompromisem “z braku laku”, tylko świadomie wybranym trybem pracy.
Dlaczego biuro znowu ma znaczenie?
HR-owcy i menedżerowie wskazują stały zestaw argumentów: łatwiejszy mentoring, szybsze “dogadywanie” tematów między działami, realny onboarding kultury i wartości. To rzeczy, które trudno odtworzyć na czacie czy w wideo – szczególnie gdy w zespole pojawiają się juniorzy lub startują nowe, złożone projekty.
Drugi wątek to higiena współpracy. Hybryda bez zasad rodzi chaos: nieprzewidziane “dni biurowe”, skracanie obecności w środku dnia, rozmyte rytuały. Firmy odpowiadają harmonogramami, deklaracjami konkretnych dni i jasnym celem spotkań. Biuro przestaje być “miejscem na wszelki wypadek”, a staje się narzędziem do konkretnych zadań.
Na czym zależy pracownikom w 2025 roku? Nie liczy się pasja? W takim razie co?
Hybryda musi się opłacać?
Eksperci powtarzają: najcenniejszą walutą pracownika jest czas. Jeśli biuro oznacza kilka godzin dojazdów po to, by cały dzień siedzieć samotnie w salkach, to taki model nie przejdzie. Zespół musi wiedzieć, po co spotyka się na miejscu: kickoff projektu, burza mózgów, rozwiązywanie zaciętych problemów – to momenty, kiedy efekt “bycia razem” jest policzalny.
Z tej logiki wynika nowa rola przestrzeni: mniej “open space’u do wszystkiego”, więcej miejsc do współpracy, warsztatów i integracji. To także inny rodzaj przywództwa – zamiast “zarządzić obecność”, liderzy projektują rytm pracy i komunikują, kiedy i dlaczego biuro zwraca inwestycję czasu.
Rynek biur rośnie
W II kwartale 2025 r. wynajęto łącznie 217,4 tys. mkw. powierzchni biurowych na ośmiu największych rynkach regionalnych, o 51 proc. więcej niż rok wcześniej. Kraków, Wrocław i Trójmiasto były najbardziej aktywne, a zarządcy wprost mówią o “punkcie zwrotnym”. To nie koniec pracy zdalnej – to instytucjonalizacja hybrydy i nowa definicja “dobrego biura”.
Co ważne, popyt idzie w parze z innymi oczekiwaniami: funkcjonalność, komfort, elastyczność aranżacji, zaplecze do pracy projektowej. Przestrzeń staje się częścią procesu, a nie tylko kosztem na rachunku zysków i strat. Per saldo oznacza to mniej metrów “na głowę”, ale lepiej zaprojektowanych i bardziej intensywnie używanych.
Prawo daje furtki, ale to firmy piszą reguły
Kodeks pracy przewiduje 24 dni okazjonalnej pracy zdalnej, co pomaga w wyjątkach, ale nie rozwiązuje codziennej układanki. Dlatego organizacje budują własne zasady: stałe dni “in-office”, rezerwacje biurek, wskaźniki frekwencji i – co najważniejsze – jasne kryteria, kiedy spotykamy się na miejscu.
Patologia na rynku pracy? “Musimy mieć skuteczne narzędzia”. Co to oznacza?
Kluczowe będzie to, jak te reguły są komunikowane. Pracownicy akceptują hybrydę, gdy rozumieją sens: lepszy przepływ wiedzy, szybsze decyzje, łatwiejsze wejście nowych osób. Odrzucają ją, gdy widzą w niej tylko “kontrolę dla kontroli”. Ten test intencji firmy albo wygra, albo przegra bitwę o talenty.
Dojrzała elastyczność zamiast “wielkiego powrotu”
Nie obserwujemy “końca home office”, tylko koniec jego bezwarunkowej wersji. Przyszłość to świadomie zaprojektowana hybryda, w której dni biurowe są równie intencjonalne jak backlog sprintu. Firmy, które to zrozumieją, odzyskają energię zespołów i przewagę rekrutacyjną. Te, które będą “wymuszać obecność” bez sensu, zapłacą rotacją i gorszym dowiezieniem wyników.
Dla pracowników oznacza to jedno: elastyczność zostaje, ale przestaje być wolną amerykanką. Dla liderów – że mikrofon i kamera już nie wystarczą. Trzeba zorganizować pracę tak, by biuro naprawdę było dźwignią. Wtedy “hybryda” przestaje być hasłem – i zaczyna się po prostu opłacać.

