Materiał wydawcy
Dlaczego psychologia dziecka?
Z wykształcenia jestem specjalistką ds. marketingu i przedsiębiorczości. W 2015 roku zainteresowałam się psychologią biznesu i miałam okazję rozwijać swoje umiejętności w tej dziedzinie podczas pracy w korporacji. Poznałam tam wiele informacji na temat psychologicznych czynników wpływających na proces podejmowania decyzji. Zainteresowanie psychologią dziecka pojawiło się u mnie po przejściu przez trudne doświadczenia osobiste, takie jak utrata bliskich – śmierć mojego taty i chrześniaka oraz stres związany z pandemią. Chcąc zrozumieć i pomóc moim własnym dzieciom, zaczęłam zgłębiać tematykę psychologii. Szkolenia, rozmowy z rodzicami i nauczycielami oraz własne doświadczenia pozwoliły mi zdobyć wiedzę na temat budowania relacji, pewności siebie i radzenia sobie z emocjami u dzieci, które w okresie pandemii bały się każdego następnego dnia. Podczas pandemii zauważyłam, że dzieci mają problemy z komunikacją i często doświadczają depresji. Rozmawiając ze znajomymi o naszych metodach wsparcia dla dzieci w tych trudnych sytuacjach, okazało się, że te same techniki pomogły również ich dzieciom. W końcu ktoś zasugerował mi, abym to wszystko spisała. Od tego momentu moim celem stała się pomoc w rozwiązywaniu problemów związanych z psychiką dzieci i wspieranie rodziców oraz nauczycieli w budowaniu zdrowych relacji z młodymi ludźmi.
Jakie są pani dzieci?
Mam dwóch synów w wieku 11 i 14 lat, z których jeden jest ekstrawertykiem, a drugi introwertykiem. Mimo swoich zupełnie różnych osobowości, udaje im się mieszkać razem w jednym pokoju. Dzięki wielu eksperymentom i popełnianiu błędów, udało nam się osiągnąć spokój w naszym domu. Kiedy stosowałam coraz to inne sposoby komunikacji chłopcy pytali: „Mamo, co Ty trenujesz?”. Widząc pozytywne efekty wspólnie z mężem uczestniczyliśmy w różnych szkoleniach, aby lepiej zrozumieć potrzeby naszych dzieci i budować ich poczucie własnej wartości. Dzięki naszemu wspólnemu zaangażowaniu udało nam się stworzyć przyjazną atmosferę, w której nasze dzieci mogą rozwijać się i być sobą.
Częściej myślimy o tym, żeby poradzić się specjalisty, a nie żeby nim zostać. Dlaczego wybrała pani odwrotny kierunek?
Zawsze lubiłam się uczyć. Od czasów studiów robiłam skrupulatne notatki i zawsze próbowałam dociec rozwiązania. Najważniejsze jest opracowanie sposobu na to, jak dotrzeć do dziecka, jak sprawić, żeby się otworzyło i chciało nam powiedzieć o swoich problemach.
Jak to zrobić?
Przedwczoraj byłam na wywiadówce. Wcześniej wystosowałam do wychowawczyni prośbę o przeprowadzenie ankiety wśród dzieci. Umieściłam tam kilkadziesiąt pytań dotyczących m.in. tego, jak postrzegają szkołę, czy rozmawiają z rodzicami o tym, co się tam dzieje. Okazało się, że dzieci tego nie robią, boją się. Nie chcą opowiedzieć, kto co zrobił, jak dana sytuacja wyglądała, bo nie wiedzą czy będą wobec nich wyciągnięte konsekwencje. Teraz szkoły nie stawiają granic. Nie mówi się, że np. zdemolowanie toalety czy zabawa telefonem na lekcji skończy się w określony sposób. Jeśli szkoła nie wyciąga konsekwencji, dzieci później nie chcą o tym mówić w domu. Myślą, że wyjdzie na jaw, że „kablują”, nie będą mieć kolegów, koleżanek. Nam się udało zbudować system komunikacji, nie oceniamy dziecka, a oceniamy sytuację i powód, dla którego zachowało się w określony sposób. Dzieci po prostu próbują się dostosować do warunków, presji społecznej w szkole. My, jako rodzice musimy do nich na tyle trafić, żeby przyszły do nas i powiedziały co się wydarzyło. Bardzo często rozmawiamy z dziećmi, pytam: „Jakie widzisz rozwiązania?”. Kiedyś synowie się pobili – z nudów. Jeden chciał, żebym drugiemu, który zaczął, dała karę. Mówię, że przecież już tak nie działamy. Nie ma u nas w domu kar. Robimy pół godziny przerwy, każdy siada i się zastanawia, jakie mogą być konsekwencje tej sytuacji. Przyszli do mnie po czasie i zaproponowali, że jeden za drugiego może rozpakowywać zmywarkę. Młodszy syn powiedział, że nie lubi tego robić, ale może przez tydzień ścielić łóżko za brata. W ten sposób osiągnęliśmy kompromis, z którego wszyscy byli zadowoleni. A zaczęło się od: „O, to ja mu muszę oddać”. Te zasady przenoszą się również na życie w szkole. Niedawno mój syn zaczął rozmawiać z nauczycielką o konsekwencjach różnych sytuacji.
I co ona na to?
Była zaskoczona, że chłopak w tym wieku ma taką świadomość. Dzieci najczęściej nie myślą o konsekwencjach, skupiając się tylko na tym, co dzieje się w danej chwili.
Czyli rozmowa z nastolatkiem to przede wszystkim rozmowa o konsekwencjach?
Tak, ale filarem dobrej komunikacji jest przede wszystkim szacunek. Trzeba pokazać dziecku, że szanujemy jego zdanie. Może mieć całkowicie inny punkt widzenia, ale nie możemy go za to krytykować, oceniać. Powinniśmy z nim usiąść, pokazać, jakie my widzimy rozwiązania, spytać, jakie widzi ono i czy jest możliwość dojścia do kompromisu. Po drugie, zaufanie. Jeśli dziecko się nam zwierzy, a my wykorzystamy to przeciwko niemu, nie osiągniemy niczego dobrego. Nie zbudujemy prawdziwej relacji. Zamiast tego, możemy zapytać: „Jakie widzisz konsekwencje?”. Jedną z nich może być odebranie pewnego przywileju, na przykład ulubionego serialu, treningu czy spotkania z przyjaciółmi. Nie chodzi o to, by ukarać dziecko w sposób, który zaakceptuje bez oporu. Z czasem dziecko zaczyna rozumieć, jakie mogą być skutki jego działań. To uczy je odpowiedzialności za własne czyny.
Jeśli będziemy wspierać dzieci, to same powiedzą, że nabroiły. Trzeba to docenić: “Super, że do mnie z tym przyszedłeś”.
Nikt nie lubi konsekwencji. Dzieci wiedząc co je czeka, nie zaczną ukrywać przewinień?
Nie, bo nasza relacja nie może polegać tylko na mówieniu o konsekwencjach. Musimy okazać przede wszystkim wsparcie. Jeśli będziemy wspierać dzieci, same powiedzą, że nabroiły. Warto to docenić: „Super, że mi o tym powiedziałeś”. W ten sposób dziecko będzie czuło się komfortowo, rozmawiając z nami o swoich problemach. Nie możemy ich bagatelizować. Dodatkowo, wprowadziliśmy zasadę, że weekendy spędzamy razem jako rodzina. Wychodzimy na rower, idziemy na kręgle, gramy w planszówki. Te wspólne chwile są nie tylko okazją do zabawy, ale także do budowania silnych więzi rodzinnych. Dzięki temu dzieci wiedzą, że mogą na nas liczyć i że jesteśmy zainteresowani ich życiem. Te regularne, wspólne aktywności pomagają również w nauce współpracy i wzajemnego zrozumienia, co jest kluczowe dla zdrowej i otwartej relacji.
Jak sprawić, żeby dziecko zechciało się przy nas otworzyć?
Póki jest małe, często je chwalimy. Gdy staje się nastolatkiem, nagle przechodzimy w tryb rozkazujący. Zwracamy uwagę na to, czego nie zrobiło, czego oczekujemy. A dziecko nadal potrzebuje docenienia. Musimy być przyjacielem, ale przede wszystkim rodzicem, który daje poczucie bezpieczeństwa. Na pytanie “Jak było w szkole?” nie otrzymamy konkretnej odpowiedzi. Ale jak spytamy “Czy dzisiaj wydarzyło się coś, co sprawiło ci radość?” albo “Czy ktoś cię dzisiaj zasmucił?”, “Czy dowiedziałeś się jakichś ciekawych rzeczy?” rozmowa pójdzie zupełnie inaczej. Jeśli nastolatek wraca do domu w bardzo złym humorze, nie podejmujmy z nim rozmowy. Skończy się bardzo szybko, a dziecko jeszcze bardziej będzie się nakręcać. Ja mówię: “Synu, widzę, że dzisiaj jesteś zły. Rozumiem, że coś w szkole poszło nie tak. Idź do pokoju, wycisz się. Ja jestem dostępna. Jeśli będziesz chciał, to przyjdź, porozmawiamy.”. Kiedy emocje opadną, należy zapytać: “Co się dzisiaj stało? Co wywołało u ciebie ten gniew?”. Nie możemy bagatelizować odpowiedzi, powinniśmy zapytać: “Czy ja ci jakoś mogę w tym pomóc? Albo czy jest ktoś, kto może ci w tym pomóc?”.
Na pytanie “Jak było w szkole?” nie otrzymamy konkretnej odpowiedzi. Ale jak spytamy: “Czy dzisiaj wydarzyło się coś, co sprawiło ci radość?” albo “Czy dowiedziałeś się dzisiaj jakichś ciekawych rzeczy?” rozmowa pójdzie zupełnie inaczej.
Co zrobić, gdy dyskusja z dzieckiem zaczyna nabierać tempa?
Należy przerwać taką sytuację. Każdy idzie do swojego pokoju, żeby się uspokoić. Wracamy do rozmowy, gdy emocje opadną, bo w złości nigdy nie osiągniemy kompromisu. W takim stanie każdy chce udowodnić swoją rację i pokazać, kto ma kontrolę. Myślenie rodzica i nastolatka może się bardzo różnić. Często zakładamy, że dziecko domyśli się, co mamy na myśli i odwrotnie. Kluczowe jest, by zadawać pytania typu: „Czego Ci brakuje w tym momencie?” lub „Jak Ty odbierasz tę sytuację?”. Możemy obiecać, że nie będziemy przerywać, dzięki czemu dziecko będzie wiedziało, że może do nas przyjść z poważnym problemem i zostanie wysłuchane. Jeśli dziecko nam się zwierzy, a my zareagujemy karą, tylko się zbuntuje. Musi wiedzieć, że w trudnych chwilach może na nas liczyć, że nie odwrócimy się od niego. Nauczmy się oceniać sytuację, a nie osądzać dzieci. Warto zrozumieć, że wspieranie dziecka w trudnych momentach wzmacnia więź i buduje zaufanie. W takich chwilach dzieci uczą się, że rodzice są ich sojusznikami, a nie przeciwnikami, co jest kluczowe dla zdrowej relacji i skutecznej komunikacji w rodzinie.
Dziecko musi wiedzieć, że jak coś się wydarzy, to rodzice staną za nim murem, nie odwrócą się.
A co z relacjami między uczniami?
W wielu liceach przez pierwszy miesiąc chłopcy z dziewczynami w ogóle nie rozmawiają. To kompletnie inne światy. Prawie połowa nastolatków uzależniona jest od telefonu. Łatwiej im stanąć obok siebie i wysłać SMS-a niż porozmawiać twarzą w twarz. A najsilniejsza przyjaźń to taka, która łączy osoby o wspólnych zainteresowaniach. Dzieci są ciągle oceniane. Każde zdjęcie, które publikują, każde wypowiedziane zdanie. W szkołach pracuje po dwóch psychologów, którzy mają mnóstwo pracy. W jednej przeprowadziłam ankietę wśród uczniów. Okazało się, że dzieci boją się znęcania psychicznego dużo bardziej niż fizycznego. Na trzydzieści parę osób w klasie, ponad dwadzieścia nie czuje się bezpiecznie. To poważny problem. Badania mówią, że nawet 20 proc. nastolatków choruje na depresję. A nie wiemy o tych, którzy nie zgłosili się po pomoc. Dzieci nie potrafią sobie radzić ze stresem i ze swoimi emocjami, z podejmowaniem decyzji. I tu jest rola rodziców, ale i szkoły.
Jest aż tak źle…
Największym problemem jest to, że w szkole nie ma jasno ustalonych granic, nie są wyciągane konsekwencje. Teraz popularne jest niszczenie toalet, dzieci mają swoje grupy w mediach społecznościowych i tam nagradzają się za tego typu rzeczy. A dziecko, które się na to decyduje, daje sygnały, że potrzebuje pomocy, coś złego się dzieje i próbuje w taki sposób zwrócić na siebie uwagę. Niektórzy mówią, „To głupota, on z tego wyrośnie”, ale to nieprawda. Powinniśmy motywować dzieci do nauki i pomagać im w znalezieniu pasji. Warto zastanowić się, co zawsze sprawiało dziecku przyjemność, i wspierać je w tym kierunku, nie bać się próbować różnych rzeczy. Na przykład, my próbowaliśmy z synem kodowania, ale powiedział: „Mamo, to nie dla mnie”. Zawsze natomiast lubił pomagać mi przy pieczeniu chleba i budował zamki z piasku. Okazało się, że praca z gliną jest dla niego idealna. Z kolei młodszy syn uwielbia grać w szachy. Motywowanie dzieci i odkrywanie ich zainteresowań pomaga im znaleźć pozytywne sposoby wyrażania siebie. To ważne, aby wspierać je w rozwijaniu pasji, co może zapobiec negatywnym zachowaniom i dać im poczucie spełnienia oraz przynależności.
Czytaj: Jeśli nie opowiesz swojej historii, ktoś zrobi to za ciebie
A największe wyzwania w wychowaniu nastolatka?
Jednym z najważniejszych wyzwań jest komunikacja. Rodzice często mają trudności w rozmawianiu ze swoimi dziećmi, a dzieci boją się reakcji rodziców. Bez otwartej i szczerej komunikacji trudno jest zbudować zaufanie i zrozumienie, które są kluczowe w relacji rodzic-dziecko.
Kolejnym poważnym problemem jest uzależnienie od technologii. Dzisiejsi nastolatkowie spędzają mnóstwo czasu przed ekranami, co może wpływać negatywnie na ich zdrowie fizyczne, psychiczne oraz relacje z rodziną i rówieśnikami. Rodzice muszą znaleźć sposób na zbalansowanie czasu spędzanego na urządzeniach cyfrowych z innymi aktywnościami, które wspierają rozwój i zdrowie dziecka.
Nie można też zapominać o buncie, który jest naturalnym etapem dojrzewania. Bunt jest często wynikiem poczucia niezrozumienia i lęku przed mówieniem o swoich problemach i stresach. Nastolatkowie mogą czuć, że dorośli bagatelizują ich problemy lub uważają je za nieistotne. To prowadzi do frustracji i jeszcze większej izolacji.
Rodzice powinni starać się bardziej empatycznie podchodzić do uczuć i problemów swoich dzieci, zamiast je ignorować lub minimalizować. Słuchanie i wspieranie nastolatków w trudnych momentach pomoże im poczuć się ważnymi i zrozumianymi, co z kolei może zmniejszyć napięcia i konflikty.
Kluczem do radzenia sobie z wyzwaniami w wychowaniu nastolatków jest otwarta komunikacja, empatia oraz umiejętność dostosowania się do zmieniających się potrzeb i realiów życia młodzieży. Dzięki temu możliwe jest zbudowanie silnych, zdrowych relacji opartych na wzajemnym szacunku i zrozumieniu.
Jakie błędy najczęściej popełniają rodzice?
Przy kilku dzieciach w rodzinie jednym z najgorszych błędów jest wykorzystywanie jednego z nich do wykonywania zadań za pozostałych. Na przykład, gdy młodsze dziecko czegoś nie zrobi, rodzice zwracają się do starszego. To najgorsze, co można zrobić, ponieważ daje młodszemu dziecku sygnał, że zawsze ktoś za niego coś zrobi i że może odmawiać obowiązków. Starsze dziecko natomiast czuje się wykorzystywane i niedoceniane. Ważne jest, aby szanować każde dziecko w równym stopniu i nie faworyzować żadnego.
Innym błędem jest ocenianie i krytykowanie dziecka, które boryka się z jakimś problemem. Zamiast udzielać wsparcia i zrozumienia, rodzice często osądzają i wytykają błędy, co tylko pogłębia poczucie bezradności i frustracji u dziecka. Ważne jest, aby okazywać empatię i pomagać dziecku znaleźć rozwiązanie, zamiast je krytykować.
Jak ta zmiana komunikacji wpływa na dzieci?
U moich synów zauważyłam ogromną zmianę. Na początku nasze poranki, popołudnia i wieczory były pełne ciągłego przypominania: „Idź umyj zęby, pościel łóżko, spakuj plecak, posprzątaj po jedzeniu”. To było męczące dla nas wszystkich. W końcu postanowiliśmy porozmawiać. Pewnego dnia powiedziałam, że nie mogę już dłużej tak funkcjonować i musimy coś zmienić. Aby atmosfera była przyjemniejsza, upiekłam babeczki.
Usiedliśmy razem i spisaliśmy zasady. Dzieci wypisały wszystkie domowe obowiązki, ile zajmują czasu i kto się nimi zajmuje. Wspólnie ustaliliśmy, że teraz muszą przejąć część z nich. W ten sposób doszliśmy do kompromisu, który zadowolił nas wszystkich.
Ta zmiana w komunikacji i podejściu do obowiązków domowych przyniosła pozytywne efekty. Synowie stali się bardziej samodzielni i odpowiedzialni, a nasze relacje znacznie się poprawiły. Teraz każdy wie, co ma robić, a ja nie muszę ciągle przypominać o podstawowych czynnościach. Wspólne ustalanie zasad i angażowanie dzieci w podejmowanie decyzji pomogło nam zbudować lepszą atmosferę w domu.