
PIP z decyzjami jak sąd? Projekt rozgrzewa biznes i prawników
Projekt nowelizacji ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, który przyznaje inspektorom prawo administracyjnego stwierdzania istnienia stosunku pracy, wywołał gwałtowną reakcję przedsiębiorców i organizacji gospodarczych. Rzecznik MŚP Agnieszka Majewska w piśmie do minister pracy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk wskazuje, że proponowane rozwiązania naruszają zasadę swobody umów i wprowadzają nadmierną uznaniowość w sferę relacji cywilnoprawnych. Zastrzeżenia dotyczą nie tylko samej kompetencji PIP, ale też trybu, w jakim miałaby być wykonywana – z rygorem natychmiastowej wykonalności decyzji.

Z punktu widzenia praktyki gospodarczej stawka jest duża. Reklasyfikacja zlecenia lub dzieła na etat “z urzędu” oznaczałaby, że pracodawca od momentu wydania decyzji musi natychmiast realizować pełnię obowiązków pracowniczych – od zgłoszeń do ZUS, przez naliczanie urlopów i świadczeń, po prowadzenie pełnej dokumentacji pracowniczej – jeszcze zanim sąd zbada sprawę.
Majewska postuluje zatem, by decyzje PIP nabierały mocy dopiero po prawomocnym wyroku, a jeśli już utrzymywać tryb natychmiastowy, to wyłącznie w przypadkach “rażących” nadużyć precyzyjnie zdefiniowanych w ustawie.
Reforma Państwowej Inspekcji Pracy? “Kara powinna być adekwatna do zachowania”. Poznaj szczegóły!
Natychmiastowe koszty i niepewność
Największe obawy budzi rygor natychmiastowej wykonalności. Rzecznik MŚP zwraca uwagę, że to narzędzie wyjątkowe w prawie administracyjnym, zarezerwowane do zabezpieczenia dobra publicznego do czasu rozstrzygnięcia sporu. Tu natomiast miałoby automatycznie uruchamiać skutki kodeksu pracy oraz konsekwencje podatkowo-składkowe. Co więcej, projekt nie rozstrzyga, jak traktować czynności rozliczeniowe sprzed decyzji PIP (np. rozliczony VAT do umowy cywilnoprawnej) ani jak “odwinąć” skutki w razie uchylenia decyzji przez sąd.
Ta luka systemowa grozi sporami wielotorowymi: z ZUS o zakres i daty objęcia ubezpieczeniami, z urzędem skarbowym o korekty PIT/CIT i VAT, a także o zaliczenie już zapłaconych danin “cywilnoprawnych” na poczet nowo powstałych zobowiązań “pracowniczych”.
PIP vs patologia zatrudnienia. Będzie nowy model kontroli? Sprawdź!
Majewska domaga się więc przepisów przejrzystych i automatycznych: zaliczania świadczeń bez dodatkowych wniosków stron, jasnej sekwencji działań organów oraz regulacji skutków uchylenia decyzji, tak by przedsiębiorcy nie ponosili nieodwracalnych kosztów błędnej kwalifikacji.
“Efekt mrożący” dla umów cywilnoprawnych
Do chóru krytyków dołącza Konfederacja Lewiatan. Organizacja podnosi argument konstytucyjny: ograniczenie wolności działalności gospodarczej (art. 22 Konstytucji) wymaga wykazania konieczności i proporcjonalności – a projekt, zdaniem Lewiatana, nie dowodzi, że obecny model egzekwowania prawa pracy jest nieskuteczny na tyle, by uzasadniać administracyjną ingerencję w stosunki zobowiązaniowe.
Lewiatan ostrzega też przed “efektem mrożącym”: przedsiębiorcy z obawy przed ryzykiem reklasyfikacji zaczną unikać umów cywilnoprawnych nawet tam, gdzie są one gospodarczo racjonalne i prawnie dopuszczalne (projekty zadaniowe, usługi eksperckie, sezonowość).
Pracodawcy w panice? Audyt umów cywilnoprawnych ruszył. Co to oznacza?
Uderzy to zwłaszcza w mikro- i małe firmy, które nie mają stałego zaplecza prawnego do toczenia sporów z organami. Dodatkowym problemem – wskazują pracodawcy – jest marginalizacja stanowiska samej osoby wykonującej pracę; projekt nie gwarantuje, że jej preferencje co do formy współpracy zostaną realnie uwzględnione.
“Powszechna patologia”
W dyskusję liczbową wchodzi prawnicza kancelaria LITIGATO. Radca prawny i doradca podatkowy Tomasz Prokurat zwraca uwagę, że według sprawozdania PIP za 2024 r. z 38,9 tys. skontrolowanych umów cywilnoprawnych zakwestionowano 3,6% (rok wcześniej 4,5%, w 2022 r. 4,8%).
Trend spadkowy sugeruje, że obecne instrumenty – kontrole, wystąpienia, powództwa do sądów pracy – działają, a skala nadużyć nie rośnie. Jeśli tak, pytanie o adekwatność “ciężkiej artylerii” administracyjnej staje się zasadne: czy leczenie nie bywa tu agresywniejsze niż choroba?
Z drugiej strony, rząd uzasadnia projekt potrzebą szybszej ochrony osób de facto pracujących “jak na etacie”, ale bez osłon kodeksowych. Ta racja nie znika – jednak bez procedur gwarancyjnych (precyzyjnych reguł dowodowych, domniemania, katalogu przesłanek “rażącego” nadużycia) ryzyko arbitralności może przewyższyć korzyści.
Chaos podatkowy i składkowy na horyzoncie
Na gruncie rozliczeń fiskalno-składkowych projekt – w obecnym brzmieniu – zostawia zbyt wiele znaków zapytania. Co z rozliczonym już VAT, gdy faktury “B2B” zostaną uznane post factum za wynagrodzenie pracownicze? Jak zaliczać składki zdrowotne i społeczne zapłacone od zlecenia, jeśli decyzja każe je liczyć jak od etatu? Czy korekty mają być robione z urzędu, czy na wniosek? I wreszcie: jak zsynchronizować decyzje PIP z rozstrzygnięciami ZUS, aby uniknąć rozbieżności instytucjonalnych?
Etat czy zlecenie? “Pracodawca zastanowi się dwa razy” [WYWIAD]
Pracodawcy RP ostrzegają, że brak odpowiedzi na te pytania może realnie podważyć płynność finansową firm, bo koszty “natychmiastowego etatu” pojawią się od razu, a spór prawny może potrwać lata. Ewentualna wygrana w sądzie nie zrekompensuje kosztów poniesionych po drodze.
Co zmienić?
Z perspektywy ładu regulacyjnego i pewności obrotu gospodarka potrzebuje pragmatycznego kompromisu. Po pierwsze, rygor natychmiastowej wykonalności powinien być węższy: ograniczony do przypadków jasno sklasyfikowanych jako rażące, objętych domniemaniem, które przedsiębiorca może obalić. Po drugie, decyzja PIP nie powinna działać wstecz (ex tunc) – wywołujmy skutki od daty doręczenia, a nie “przepisujmy” historii rozliczeń.
Po trzecie, konieczne są szczegółowe reguły dowodowe (w tym ciężar dowodu i katalog dowodów) oraz wydłużenie 7-dniowego terminu odwoławczego do realnego, umożliwiającego zgromadzenie dokumentów przez mniejsze firmy. Po czwarte, ustawa musi wprost wskazać tryb i kolejność korekt podatkowych oraz składkowych, wraz z automatycznym zaliczaniem uiszczonych już kwot na poczet nowych zobowiązań i z synchronizacją działań PIP-ZUS-KAS.
Wreszcie, warto rozważyć etap przejściowy: pilotaż w branżach o największym ryzyku nadużyć, z obowiązkową mediacją lub pre-notyfikacją (czas na dobrowolne uporządkowanie umów), zanim zapadnie decyzja administracyjna.
Diagnoza dobra, ale…
Intencja uszczelnienia rynku pracy i ochrony osób pozbawionych gwarancji pracowniczych jest zrozumiała. Jednak projekt – w proponowanym kształcie – przerzuca ciężar niepewności na przedsiębiorców, grozi nawarstwieniem sporów i “podatkowym dryfem”, a przy tym osłabia przewidywalność reguł gry. Jeżeli reforma ma zwiększyć skuteczność PIP, a nie zamienić się w lawinę odwołań, potrzebuje precyzji, proporcjonalności i procedur zabezpieczających – tak, aby szybciej eliminować ewidentne nadużycia, nie penalizując przy okazji legalnej elastyczności rynku.
Na razie projekt zjednoczył biznes przeciwko sobie. To sygnał, że przed ustawodawcą jeszcze sporo pracy, by z równą troską wyważyć prawa pracowników i pewność działania firm.
źródło: dlaHandlu, Prawo, Biznes Alert