
Nowe zjawisko na Vinted. Jest reakcja serwisu i fiskusa
Na Vinted coraz częściej pojawiają się oferty, które z klasycznym handlem “odzieżą z drugiej ręki” mają niewiele wspólnego. Użytkowniczki, korzystając z tanich zakupów na chińskich platformach takich jak Temu, Shein czy AliExpress, zaczęły wystawiać te same produkty w znacznie wyższych cenach. Jak to działa?

Mechanizm jest prosty. Towar za kilka lub kilkanaście złotych trafia na Vinted jako “nowy z metką”, nierzadko z kilkusetprocentową marżą. W sieci krąży wiele przykładów: jednym z najgłośniejszych było wystawienie szali kupowanych za 14 zł po cenie sięgającej 90 zł.
Zjawisko od miesięcy wywołuje gorące dyskusje w social mediach, gdzie ścierają się dwie narracje. Jedni uznają to za naturalną formę przedsiębiorczości, inni za jawną próbę obejścia zasad platformy. Wątpliwości nie ma samo Vinted, które traktuje taką działalność jako niezgodną z regulaminem.
Vinted reaguje
Serwis oficjalnie potwierdza, że sprzedaż towarów kupionych z myślą o odsprzedaży jest zakazana. Magdalena Szlaz, Communication & PR Manager w Vinted, wyjaśnia, że każda aktywność wskazująca na zarobkowe podejście do sprzedaży może skutkować ukryciem oferty lub blokadą konta.
Dotyczy to zarówno handlu na większą skalę, jak i sprzedaży nowych, masowo kupowanych produktów czy nawet rzeczy hand made.
Platforma zachęca użytkowników do zgłaszania wątpliwych ofert. Jak deklaruje Vinted, każde zgłoszenie jest analizowane, a decyzje mogą skutkować interwencją – od usunięcia ogłoszenia po trwałą blokadę konta. Jeśli użytkownik nie zgadza się z oceną serwisu, może złożyć odwołanie i przedstawić dowody potwierdzające legalność sprzedaży.
Fiskus na tropie internetowych sprzedawców. Allegro, Vinted i Booking pod lupą skarbówki
Spór o granice wolnego rynku
Handel produktami z chińskich platform stał się nowym zjawiskiem na Vinted, ale przenosi się również na obszary, które do tej pory były domeną entuzjastów “łowienia okazji”. Część użytkowniczek wyszukuje ubrania w lumpeksach lub pozyskuje je z tzw. grup “śmieciarkowych” i wystawia je z wyraźnym zyskiem.
Kontrowersje budzi również sprzedaż rzeczy z sieciówek kupionych na wyprzedażach, a następnie oferowanych drożej jako “nowe”.
Punkt sporny pozostaje ten sam: gdzie przebiega granica między zwykłą odsprzedażą a działalnością komercyjną? Vinted odpowiada, że decydują nie intencje użytkownika, ale skala i regularność działań.
Fiskus wkracza do gry
Dyskusje o uczciwości sprzedaży to jedno, ale problem zaczął mieć również wymiar podatkowy. Wraz z wejściem w życie unijnej dyrektywy DAC7 platformy takie jak Vinted są zobowiązane przekazywać fiskusowi dane użytkowników, którzy dokonali więcej niż 30 transakcji i osiągnęli przychód powyżej 2 tys. euro rocznie.
Użytkownicy Vinted pod lupę skarbówki. Nowa fala kontroli
Efekty są już widoczne. W sieci pojawia się coraz więcej relacji o telefonach z urzędów skarbowych, wezwaniach na rozmowy i prośbach o wyjaśnienia dotyczące obrotów, które w niektórych przypadkach sięgały 30-40 tys. zł rocznie.
Studenci, osoby dorabiające sprzedażą i użytkownicy aktywni w kategorii “second hand” zaczynają zgłaszać, że urzędnicy proszą ich o dokumentację zakupów, a czasem także o uregulowanie podatku.
Kiedy sprzedaż na Vinted jest opodatkowana
Podatkowe zasady są klarowne, choć dla wielu użytkowników nowe. Sprzedaż własnych używanych rzeczy po upływie co najmniej sześciu miesięcy od zakupu nie generuje obowiązku podatkowego. Problem pojawia się wtedy, gdy przedmiot sprzedany jest wcześniej lub gdy działalność przybiera regularny, powtarzalny charakter.
Jeśli fiskus uzna, że sprzedaż ma cechy działalności gospodarczej – jest seryjna, promowana, prowadzona w sposób zorganizowany – użytkownik może zostać zobowiązany nie tylko do zapłaty PIT, ale także VAT i zaległych składek. Urzędy skarbowe dysponują możliwością weryfikacji transakcji z ostatnich pięciu lat, co oznacza, że brak dokumentów zakupu może być problematyczny.
Fiskus się “zbroi”. Komu grozi kontrola?
Użytkownicy w niepewności?
Połączenie działań Vinted z intensyfikacją kontroli podatkowych sprawia, że dotychczas nieformalny rynek zyskuje zupełnie nowy kontekst. Dla platformy to konieczność pilnowania przejrzystości zasad, dla użytkowników to ryzyko konsekwencji prawnych, jeśli sprzedaż wymknie się poza ramy okazjonalnej wymiany.
W tle trwa jednak fundamentalna debata o tym, jak definiować handel internetowy, gdy granica między “sprzedażą z szafy” a drobną przedsiębiorczością staje się coraz bardziej płynna. W miarę jak platformy wdrażają unijne regulacje, a fiskus korzysta z nowych narzędzi analitycznych, użytkownicy muszą liczyć się z tym, że era pełnej swobody w internetowych wyprzedażach właśnie dobiega końca.
źródło: BusinessInsider, WP, Interia

