
Niemcy na zakręcie: rosnący dług, fala niewypłacalności i przemysł w defensywie
Niemcy, jeszcze niedawno wzorzec fiskalnej powściągliwości i przemysłowej skuteczności, wchodzą w okres głębokich korekt z wielkimi potrzebami pożyczkowymi.

Berlin w ostatnim kwartale roku podnosi potrzeby pożyczkowe do 90,5 mld euro, czyli o 20 proc. więcej niż zakładano wcześniej. To korekta z trzeciego kwartału – tam również zwiększono finansowanie dłużne o 19 mld euro – i jasny sygnał, że rząd finansuje rosnące wydatki na infrastrukturę oraz obronność pożyczonymi środkami. Dodatkowe 10,5 mld euro obligacji, w tym 3 mld euro w zapowiadanych siedmiolatkach, ma domknąć tegoroczne potrzeby gotówkowe gospodarki osłabionej drogą energią i spadkiem produkcji przemysłowej.
Paradoks polega na tym, że apetyt inwestorów na niemieckie papiery wciąż jest wysoki. W obliczu budżetowych turbulencji we Francji, Bundy (niemieckie obligacje skarbowe) pozostają “przystanią” w klasie aktywów o najniższym ryzyku kredytowym w strefie euro.
Jak podkreśla kierujący Federalną Agencją Finansową Tammo Diemer, zainteresowanie długim końcem krzywej dochodowości nie słabnie. To jednak nie unieważnia pytania o cenę finansowania: im większe potrzeby pożyczkowe, tym większa wrażliwość na wahania rentowności i nastrojów globalnych.
Niemcy w kryzysie, Polska w rozkwicie. Minister Finansów tłumaczy dlaczego!
Pęknięcie mitu budżetowego
Niemiecki Federalny Trybunał Obrachunkowy od miesięcy ostrzega, że problemem nie są same wydatki – zaplanowane na ok. 520 mld euro – lecz sposób ich finansowania. Systematyczne sięganie po dług oznacza faktyczne odejście od kultury “czarnego zera”, która przez lata stanowiła rdzeń polityki fiskalnej Berlina.
Zmiana doktryny zbiega się z napięciem politycznym: nowy kanclerz Friedrich Merz funkcjonuje w warunkach kruchego konsensusu, a kosztowne priorytety – bezpieczeństwo energetyczne, obrona, cyfryzacja i kolej – konkurują o ten sam, ograniczony strumień dochodów.
Dla wspólnej waluty to test zaufania. Jeśli po francuskich zawirowaniach również Niemcy utracą część aury monetarnej kotwicy Europy, premia za ryzyko dla całej peryferii może wzrosnąć. Scenariusz “efektu domina” nie jest bazowym przypadkiem, ale rynek widzi, że największa gospodarka UE żyje dziś wyraźnie ponad stan – nie po to, by pompować konsumpcję, lecz by kupić czas na inwestycyjne i strukturalne przeobrażenie.
Wielki Exodus do Polski. Rekordowa liczba powrotów z Niemiec. Dlaczego tak się dzieje?
Twarde dane
W sierpniu ogłoszono w Niemczech 1409 niewypłacalności spółek – wynik niższy o 11 proc. niż w lipcu, ale aż o 51 proc. wyższy względem okresu przedpandemicznego. Instytut Leibniza (IWH) porównuje obecną skalę z falą z 2005 r. i spodziewa się kontynuacji trendu.
Tylko w największych 10 proc. bankrutujących firm pracę straciło ponad 12 tys. osób; w pierwszym półroczu suma upadłości sięgnęła 11,9 tys., a wartość roszczeń wierzycieli – 33,4 mld euro. Geografia też niepokoi: najsilniejsze wzrosty widać w bogatych landach południa (Bawaria, Badenia-Wirtembergia) i w Hesji, czyli tam, gdzie koncentruje się zaawansowany przemysł i usługi.
Za zjawiskiem stoi kumulacja czynników: drogi prąd i gaz po rosyjskiej agresji na Ukrainę, cykl podwyżek stóp EBC po 2022 r. oraz “odmrożenie” postpandemicznych upadłości, które wcześniej powstrzymywały tarcze pomocowe. W tle – stagnacja realnej aktywności: po spadku PKB o 0,3 proc. w 2023 r. i o 0,2 proc. w 2024 r. gospodarka nie może złapać rozpędu.
Europejska gospodarka zwalnia. PKB strefy euro wyższe od prognoz? Sprawdź!
Rynek pracy
Barometr instytutu ifo sygnalizuje przygaszone nastroje rekrutacyjne. Firmy redukują zatrudnienie “miękko” – nie odnawiając wakatów – a nie masowo zwalniając. Najbardziej ostrożne są fabryki pojazdów i inżynieria mechaniczna, wyhamowuje też część usług. Budownictwo utrzymuje stan posiadania, zaś handel – wprost tnie etaty. Taka strategia pozwala bronić kompetencji w obliczu niedoborów kadr, ale przy dłuższej stagnacji może jedynie odroczyć bardziej stanowcze cięcia.
500 miejsc pracy znika każdego dnia. UE ma problem z przemysłem? Sprawdź szczegóły!
Na tle całej gospodarki to branża automotive wygląda najciężej. Spadek sprzedaży, wysoka energochłonność, rosnące płace i ofensywa chińskich graczy w elektromobilności tworzą toksyczną mieszankę. Do 2030 r. same Bosch Mobility i ZF Friedrichshafen zapowiadają łącznie ponad 27 tys. cięć, Volkswagen planuje redukcję 35 tys. etatów w pięcioletnim horyzoncie, a listę uzupełniają Continental, Audi, Schaeffler, Porsche i kolonia Forda. W pierwszym półroczu 2025 r. upadło już 19 dostawców, od 2020 r. – 155, a eksperci przewidują, że w tym roku bankructwa w sektorze wzrosną o 40–50 proc.
To nie jest wyłącznie przejście cykliczne. Transformacja napędów, przejście do architektury software-defined vehicle oraz skracanie łańcuchów dostaw wymuszają zupełnie nowe kompetencje i modele biznesowe. Tymczasem popyt na auta elektryczne rozczarował względem pierwotnych prognoz, a polityka handlowa USA uderzyła w ciężarowy segment europejskich producentów. W efekcie łańcuch wartości pęka w najsłabszych ogniwach – u małych i średnich kooperantów.
Spór o państwo opiekuńcze
Były główny ekonomista EBC Otmar Issing ostrzega, że Niemcy są w punkcie zwrotnym porównywalnym do okresu sprzed reform Agendy 2010. Jego krytyka uderza w koszty systemu emerytalnego, ochrony zdrowia i opieki oraz w polityczną niechęć do korekt – przy prognozowanym na 2025 r. wzroście rzędu 0,1-0,5 proc. taka arytmetyka się nie spina.
W odpowiedzi rząd zapowiada rekordowe inwestycje w budżecie na 2026 r. (126,7 mld euro), ale równolegle Związek Podatników publikuje “czarną księgę” projektów o rozchwianych kosztorysach – od miliardowych renowacji opery po lokalne inwestycje, których utrzymanie generuje długotrwałe obciążenia.
Dyskusja nie dotyczy więc samej skali wydatków, lecz ich jakości i zdolności do podnoszenia długookresowej produktywności: szybkiej infrastruktury energetycznej, sieci kolejowej, cyfryzacji administracji, badań i rozwoju. Bez tego każda kolejna emisja długu tylko spłaszcza potencjał wzrostu, zamiast go podnosić.
Co dalej?
Dla strefy euro kondycja Niemiec to element systemowej stabilności. Jeżeli Berlin skutecznie zmonetyzuje inwestycyjne kilka lat – dostarczając sieci przesyłowe, tańszy miks energetyczny i sprawniejszą infrastrukturę – podniesie konkurencyjność całego obszaru. Jeżeli jednak dług będzie rósł szybciej niż produktywność, a przemysł nadal będzie “usypiał” transformację, premia za ryzyko może z czasem uderzyć również w niemieckie obligacje skarbowe, a euro odczuje to w wycenie.
Konsekwencje dla naszego regionu są dwutorowe. Krótkoterminowo słaby popyt niemiecki ogranicza zamówienia na komponenty i dobra inwestycyjne z Europy Środkowej. Długoterminowo – restrukturyzacja niemieckiego przemysłu może otworzyć miejsce dla dostawców o wyższej wartości dodanej, ale tylko dla tych, którzy zdołają przejść od montażu do rozwiązań inżynieryjnych i software’u.
Bilans ryzyk i szans
Niemcy wchodzą w 2026 r. z niecodziennym zestawem napięć: fiskalna “miękka kotwica” została poluzowana, fala niewypłacalności unosi się ponad poziomy sprzed dwóch dekad, a sektor, który był kołem zamachowym eksportu – motoryzacja – redukuje zdolności i zatrudnienie. Jednocześnie finansowanie pozostaje dostępne, a inwestorzy wciąż wierzą, że jest co ratować: ogromny kapitał ludzki, infrastruktura przemysłowa i instytucje, które potrafią przeprowadzać bolesne reformy, gdy zostaną do nich politycznie zmuszone.
Kluczowa staje się więc sekwencja: najpierw inwestycje, które realnie obniżają koszty (energia, logistyka, cyfryzacja), w parze z korektą systemu świadczeń i aktywizacją rynku pracy; później – uporządkowanie ścieżki długu względem PIB. Bez takiego planu Niemcy pozostaną “bezpieczną przystanią” już tylko z przyzwyczajenia rynków. Z nim – mogą jeszcze raz zdefiniować swoją rolę w europejskiej gospodarce, tym razem nie jako niskokosztowy gigant eksportowy, lecz jako gospodarka wysokiej wydajności i kapitału technologicznego.
źródło: Money, InnPoland, SuperBiz, PolskiObserwator, WM